Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

niedziela, 28 kwietnia 2019

O niepotrzebności.

"Jednostka" Ninno Holmqvist  7/10


Manipulacja, segregacja, z góry ustalone limity użyteczności dla społeczeństwa, biurokratyczne wcielenie do grona "zbędnych", mogących i muszących zapewnić potrzeby tych, którzy stanowią wartość określoną jedynie słusznym prawem.
Trzeba mieć dzieci i pozostawać w związku. Każda inna opcja czyni Cię w pewnym wieku społecznym odpadem, dawcą, materiałem, pozbawionym woli i możliwości. Twoim domem jest najpiękniejsza z możliwych, pełna kwiatów, atrakcji i darmowej opieki umieralnia - "Jednostka".
"Większość z was, dopiero po przybyciu do jednostki banku rezerw będzie miała możliwość doświadczyć przynależności, poczucia wspólnoty z innymi osobami, które dla nas, ludzi potrzebnych, często jest czymś oczywistym.'(str.40)

Dorrit właśnie kończy 50 lat. Staje przed domem z jedną
walizką pełną poprzedniego życia i niezbędnych człowiekowi rzeczy. Oddała ukochanego psa, pożegnała się ze swoim, stanowiącym oazę spokoju domkiem na wsi, wsiada do podstawionego samochodu i tak naprawdę przestaje istnieć jako Ona. Zaczyna być królikiem doświadczanym, aktywem banku rezerw, zapleczem.

Będzie od tej pory szarpana emocjami skrajnymi - od zachwytu całorocznym latem, poczuciem wspólnoty z podobnymi jej ludźmi, po jakże przeciwną tęsknotę za psem, za zimą, za samostanowieniem. Jej codzienne, niemalże odbite przez kalkę życie będzie dawało poczucie bycia potrzebną i zupełnie niepotrzebną. Zaś kiedy niespodziewane spotkanie postawi jej system wartości na głowie, zawalczą przeciw sobie te zwykłe, ludzkie i te propagandowo poprawne emocje. 
"Chciałabym żyć w czasach, kiedy ludzie jeszcze wierzyli w serce. Kiedy wierzyli, że serce jest centralnym organem mieszczącym pamięć, uczucie, zdolności, braki i inne cechy, które czynią z nas niepowtarzalne osoby, jakimi jesteśmy. Tak, tęskniłam do epoki niewiedzy, zanim serce straciło swój status i zostało zredukowane do jednego z wielu niewątpliwie niezbędnych do życia, ale wymiennych organów. " (str.202)

Wstrząsająca lektura, tym mocniej trafiająca w nasze poczucie wolności, że pisana językiem dość suchym, skupiającym się na konkretach. I tylko czasem autorce ręka drży przy opisach uczuć, których zabić się nie da, a wraz z autorką drżymy my. 

Pocieszeniem w chwilach oddechu jest zapewnianie siebie samych, że taka sytuacja byłaby niemożliwa, niemoralna, że nigdy takich czasów nie doczekamy. A teraz rozejrzyjcie się wokół, posłuchajcie polityków, filozofów, socjologów i zapytajcie jeszcze raz: Czy to NAPRAWDĘ jest niemożliwe?
Polecam ku przemyśleniom.

Wydawnictwo: Editio, 2019
Tytuł oryginału: The Unit
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Liczba stron: 276

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

O ratunku wcielonym.

"Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" Stuart Turton 9/10



Człowiek zna siebie doskonale. Swój wygląd, zmieniony ubraniami, makijażem czy fryzurą opisze bezbłędnie. Charakter, ukształtowany latami doświadczeń, będzie mu podpowiadał takie a nie inne zachowania, nie będzie go dziwiło to, co oswojone, zaskoczy to, co wcześniej niespotkane.
A gdybyś któregoś ranka obudził się z nie swoimi dłońmi, niósł na nogach nie swoje ciało a to, co miałeś zakodowane w myślach mieszało się z myślami tej innej, nadanej z góry osoby? I jeszcze maleńki kruczek - a co jeśli to wszystko działo się będzie osiem razy? Oj nie, przepraszam, osiem razy ale w odcinkach, przerywane, z przerwami na sen, oszołomienie, epizody utraty przytomności? Brzmi zawikłanie? I bardzo dobrze. Właśnie taka - zawikłana, zmieszana a nawet wstrząśnięta, przerywana nagle i niespodziewanie, nieprzewidywalna w czasie, na szczęście dość przewidywana w przestrzeni, jest książka Stuarta Turtona.

Aiden Bishop znalazł się w posiadłości Blackheath dobrowolnie, ale to pewne sploty wydarzeń zmusiły go do podjęcia takiej decyzji. Inne osoby są tam z innych powodów, w innym celu i w innych postaciach. I właśnie o postacie tutaj chodzi. Każdy dzień to inne wcielenie, każda przerwa w dniu prowadziła będzie ku innej postaci, przeniesie bohatera w inny dzień. Będzie zapętlony w poszatkowanych ośmiu dniach. Będzie łączył doświadczenia i okrycia każdej z przeznaczonych dla niego osób. Będzie się zmagał z silnymi, przedzierającymi się przez jego własną, osobowościami postaci, których rolę musi przyjąć. A wszystko po to, by rozwiązać zagadkę śmierci córki właścicieli - Evelyn Hardcastle. Siedmiu śmierci.
"Był pan lekarzem. (...). Potem kamerdynerem, dzisiaj playboyem, jutro bankierem. Żaden z nich nie jest pańskim prawdziwym obliczem ani pańską prawdziwą osobowością. Tych został pan pozbawiony, kiedy wkroczył pan do Blackheath, i zostaną panu zwrócone dopiero wówczas, gdy opuści pan tę posiadłość." (str.87)

Treść można albo zawrzeć w kilku zdaniach, jeśli chcemy odpowiedzieć na błahe pytanie: o czym jest książka? albo uznać za niemożliwą do opowiedzenia. Trzymanie się chronologii nie jest możliwe, bo taki właśnie zamysł kieruje tym niezwykłym kryminałem. Biegamy między postaciami, wracamy do umieszczonej w okładkowej wklejce mapki by zlokalizować ponownie budzącą się postać. Odwracamy w pośpiechu kartki by dzięki zamieszczonemu na wstępie zaproszeniu na bal określić kim właściwie jest ta postać, do której wracamy kolejny raz i dlaczego wie tak mało lub tak wiele.

Jedno miejsce, zaniedbane, na siłę przywrócone do koślawej świetności. Za to czas rozpierzchł się po stronach książki w całkowitym chaosie. Musimy przez ów chaos (zamierzony!) przedrzeć się wraz z Aidenem (i jego pozostałymi wcieleniami) by dotrzeć do finału, by po drodze uratować jeszcze inne osoby, by nazwać winowajców, by zamienić zło w dobro. Ileż tu zwrotów akcji, zawirowań, punktów widzenia, bałaganu, który trzeba posprzątać by ułożyć wydarzenia w równy stosik.
"(...)czuję, jak moje wszystkie wcielenia rozsadzają mi czaszkę. W tyle głowy tłoczą się ich wspomnienia, których ciężar trudno wytrzymać. Pragnę tego samego co oni. Czuję ich ból, ich lęk budzi we mnie taki sam strach. Nie jestem już człowiekiem, jestem chórem." (str.408)

To wymagająca książka, potrzeba wielkiego skupienia by nie zgubić tropu Aidena, trzeba otwartego umysłu by zrozumieć rolę Lokaja czy Pana Dżumy, jak i tajemniczej Anny. Trzeba dać sobie czas na powroty, zastanowienia i nie zgubić jednocześnie radości z tego, co czyni książkę doskonałym kryminałem - tempa akcji. A przy tym, nie zapomnieć się dobrze bawić, czerpać z niebanalnego humoru autora, napawać się plastycznym językiem i niezwykła umiejętnością sprawnego manipulowania czytelnikiem. To wybitna książka, innowacyjna, napełniająca wiarą w to, że w gatunku kryminał nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo. Gorąco polecam.

Wydawnictwo: Albatros, 2019
Tytuł oryginału: The Seven Deaths of Evelyn Hardcastle
Tłumaczenie: Łukasz Praski
Liczba stron: 514

czwartek, 4 kwietnia 2019

O życiu dla zemsty.

"Najszczęśliwsza" Max Czornyj  6,5/10



Odwieczna walka. I tym razem nie zwyczajnie: dobra ze złem. Tym razem siłują się miłość i zemsta. Rozum i nadzieja. Wiara, że coś mogło się w życiu zdarzyć zupełnym przypadkiem i chęć ukarania za dramaty życiowe wszystkich, których z owymi dramatami, choćby odlegle powiążemy. Słodycz dnia codziennego miesza się z podejrzeniami. Ogromna rozpacz po stracie i chęć odnalezienia winnych dawnej zbrodni, walczy z potrzebą spokoju, ukojenia, powolnego zapominania.

Kompletnie odseparowane od siebie wątki prowadzą nas przez światy dwojga bohaterów. Dawid Kaster, malarz tyle słynny co mało (jego zdaniem) wyrazisty, prowadzi luksusowe, spokojne życie w blasku sławy. Gdy na jednym z wernisaży znajduje w toalecie ciało swojej bestialsko zamordowanej żony, świat staje na głowie. Rozpacz rządzi jego życiem przez wiele kolejnych dni i miesięcy. 

"Nigdy nie przypuszczałem, że cierpienie psychiczne może wywołać prawdziwy, piekielny ból. Ledwie się poruszałem. każdy mój mięsień zamienił się w sztabę rozgrzanego do czerwoności metalu. Nie mogłem oddychać. Charczałem." (str.42)
Utopionych w niesamowitym żalu, w wyciu po utracie, autor przenosi nas w czasie o cztery lata, układa bohaterowi życie w przyzwoicie łagodną stagnację, a następnie łamie ją listem, a potem prezentem od zmarłej żony. Kpina? Ktoś o perfidnie czarnym poczuciu humoru chce zniszczyć spokój malarza? Chce pokazać mu, że cierpienie, które zniósł to wciąż za mało? A może prawdziwym jest, kołaczące się z tyłu głowy podejrzenie, że Ilona żyje???

 
Jednocześnie, w wiele mówiącej opowieści "Moje żale (kolejny numer)" pojawiają się w książce wyrywki z pamiętnika, a może tylko z pamięci zupełnie niezwiązanej z poprzednim wątkiem kobiety. Szczęśliwa matka i żona, wiodąca pełne miłości i domowego ładu życie, zaczyna wiązać zniknięcie pewnej mieszkanki Lublina z dziwnym, innym niż dotychczas zachowaniem męża.
Pamiętnik, pojawiając się pomiędzy zwartą opowieścią z życia Kastera, opowiada nam też o dawnych wydarzeniach z życia bohaterki. Wydarzeniach tragicznych, ściskających za serce, każących się pochylić nad postępowaniem często zamiatanym przez społeczeństwo pod dywan.


Dwie historie, których nie łączy nic. Nawet imiona. Nawet
podobieństwo rodzinne. Nawet najdrobniejszy element mogący przywieźć na myśl inną postać. Historie, które gwałtownie zderzą się u końca książki, zaskakując czytelnika tak bardzo, że wyda się to wręcz nieprawdopodobne. I gdyby nie posłowie autora, być może uznalibyśmy, że to historia, za która należałoby Maxa Czornyja ganić, zarzucić mu zbytnie fantazjowanie na temat świata, który nazywa realnym. Ale owo posłowie jest.

Zaskakująco ludzka jest ta książka. Zaskakująco odległa w klimacie od wcześniej czytanej przeze mnie trylogii, choć nie zmieniająca ani formy ani tematyki bliskiej autorowi. Max Czornyj znalazł w sobie nieznane mi z poprzedniej twórczości pokłady wrażliwości. Bohater - malarz o nikłej wierze w swoją wartość, ukazuje się nam jako uosobienie ogromnych emocji. I tych rozszarpujących serce i tych, które miłość wynoszą na piedestał. 

"Nie da się zagłuszyć własnych myśli, co najwyżej można je upić. Poplątane nie są już tak groźne." (str.221)

Inne, podane z głębszym wglądem z ludzką psychikę są opowiedziane przez autora historie. Obie dramatyczne, w finale dalekie od prawdy drzemiącej w duszach bohaterów. Serwowanemu daniu nie brak Czornyjowej krwistości i pikanterii, ale gładkość sosu sklejającego całość jest dla mnie wielką niespodzianką. I choć spodziewałam się dobrej, mocnej, popartej wcześniejszym doświadczeniem literatury kryminalnej, to jednak "Najszczęśliwszą" przeczytałam z o wiele większą niż spodziewana przyjemnością. 

Wydawnictwo: Filia, 2018
Seria: Mroczna Strona
Liczba stron: 420