Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

niedziela, 4 marca 2018

O naukowej (nie)moralności.

"Ludzie na drzewach" Hanya Yanagihara 4/10


Należę do tej grupy czytelników, którzy "Małe życie", najnowszą książkę autorki, uważają za wybitną; którzy przeżywali przy niej niezwykle silne emocje i którzy uparcie będą twierdzili, że jest to powieść, której klasa, wyważenie, plastyczność i sama forma zasługują na peany pochwalne. Oczywiście grupy świadomej także tego, że mnóstwo osób umieszcza ją na zupełnie przeciwnym biegunie. Ale nie o "Małym życiu" rozmawiamy. Ono zajęło już swoją pozycję w sercach czytelników. 

Rozczarowanie potrafi być ogromne. Wyczekiwane dzieło potrafi sprawić zawód, z którym wręcz trudno się pogodzić. I tak stało się w przypadku "Ludzi na drzewach". Brałam ją do rąk ze świadomością, że jest to powieść debiutancka, zatem być może mniej dojrzała czy też mniej szlachetnie dopracowana. Niemniej tak wielkiego zawodu się nie spodziewałam. Już sam fakt, że jest to jedna z najdłużej przeze mnie czytanych książek, jak i to, że czytałam ją fragmentami, czasem tak małymi, że składającymi się niemalże z kilku zdań, świadczy o tym, że ani styl prowadzenia narracji, ani sposób przedstawienia tematu ani też poziom zaciekawienia nie osiągnęły spodziewanego progu.

Temat wydawał się fascynujący. Naukowiec, którego życie pełne sławy i znaczących, nagrodzonych wręcz Nagrodą Nobla osiągnięć, przeplatają wydarzenia, które czytelnika odrzucają, niezwykle negatywnie zaskakują czy też stawiają pytania o prawdomówność i moralność, wydawać się może bohaterem idealnym. Taki bohater z założenia bywa postacią barwną, nieodgadnioną, pełną emocji udzielających się czytelnikowi. Czy taki jest Norton Perina? Otóż moim zdanie nie i jeszcze raz nie. I co więcej, z wielką przykrością trzeba powiedzieć, że o ile sama faktycznie istniejąca postać daje pole do popisu dla fantazji autora, o tyle Pani Yanagahira uczyniła z owej postaci bohatera miałkiego, zakochanego w sobie i swoim poczuciu nieomylności człowieka, który na pewnym etapie zaczyna zanudzać swoimi opowieściami  nie tylko czytelnika ale, mam wrażenie, także samego siebie. I nawet postawienie przy nim ciepłego, ufnego, zakochanego w ideałach asystenta o nijakiej osobowości, nie potrafiło nadać Perinie szlachetniejszego czy bardziej wyrazistego rysu.

Powieść ratuje tematyka, która dotyka wielu problemów natury etycznej. Od odwiecznych pytań o wyższość dobra naukowego nad możliwością zachowania dziewiczości terenów czy urastających do miana symbolu żółwi o absolutnie niezwykłych genach, przez niemożność pogodzenia praw rządzących wyspiarską kulturą z moralnością zachodnich społeczeństw, wreszcie po odmienność pojęć rządzących rozumieniem miłości, poświęcenia jak i wykorzystywania seksualnego czy też psychicznego. Są tu opisy miejsc i kultur, które w swej drobiazgowości korzystnie odstają od prostoty i banalności tych na co dzień spotykanych w lżejszej literaturze. Jest też bardzo wysmakowana forma. Która  niestety znacznie przerasta treść. Szczegółowość opisów badań naukowych czy niczego nie wnoszących opisów przemierzania odkrywanych terenów, stała tendencja do podkreślania wewnętrznych rozterek naukowców: odkrywających i niszczących, pomagających i zniewalających, uczciwych i wykorzystujących cudze osiągnięcia i argumenty, prowadzą moim zdaniem do poczucia, iż autorka nie poradziła sobie z mnogością materiałów źródłowych. Bowiem informacje ważkie, podkreślające zmiany na korzyść nauki czy na niekorzyść samej wyspy, los zabranych z niej dzieci, znaczenie badań i ich wpływ na świat nauki, potraktowane są na zasadzie poinformowania o skutkach. Zaś to, co jedynie te istotne efekty wywoływało, stanowi niekończący się ciąg opisów podanych językiem tyleż pięknym co zaczynającym w pewnym momencie nużyć.

Na koniec, lekko zdezorientowani poszukiwaniem prawdy i sensu opowieści, dostajemy wielki wybuch, wiadomość zmieniającą nasz osąd o sto osiemdziesiąt stopni. Jest efektowny, stanowi bardzo zgrabne zakończenie i powoduje chwilową euforię. Dla mnie to jednak za mało. I za późno. Zapewne warto "Ludzi na drzewach" przeczytać ale ze świadomością, że to lektura trudna (co wadą nie jest) i bywa, że momentami nudna (co niewątpliwie wadą jest).



Wydawnictwo: W.A.B., 2017
Tytuł oryginału: The People in the Trees
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Liczba stron: 576

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz