Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

środa, 14 marca 2018

O jednym człowieku wśród wielu istot.

Margaret Atwood "Oryks i Derkacz" 7/10


Po pozycje science fiction sięgam rzadko, nie jest to mój ulubiony gatunek i raczej mnie śmieszy niż zapewnia intelektualną rozrywkę. Wiadomo mi również, że sama Margaret Atwood od takiego zaszufladkowania bardzo długo stroniła. Być może, pisząc w 2003 roku "Oryksa i Derkacza", pierwszą część trylogii, nie spodziewała się jak doskonale owa powieść wpisze się w bardzo teraz modny trend post apokaliptyczny. A dlaczego trafiła i do mnie? Ponieważ w moim idealistyczno-racjonalnym, odpornym na smoki fantasy i kosmodromy sci-fi umyśle, jest miejsce na fantazję naukową, na snucie domysłów i wyobrażanie sobie świata takim, jakim (to ważne) naprawdę mógłby się stać. Jest bowiem Margaret Atwood mistrzynią tego, co bardzo nieprofesjonalnie nazywam literaturą "co by było gdyby". Tego jej typu, który nie krzyczy do nas absurdami czy baśniami z dzieciństwa, ale dzieli się obrazami, które z naukowego punktu widzenia naprawdę można dojrzeć w szeroko pojętej przyszłości. Oczywiście "gdyby". 

Oryks i Derkacz to postacie jak najbardziej ludzkie. Oryks w swym pięknie i ulotności, a Derkacz w swym intelektualnym zapamiętaniu, są przykładami na to, jak ludzie mogą odbierać życie, jak mogą kształtować swój świat prywatny i zawodowy. A i główny bohater, hedonistyczny niebieski ptak, to typowa dla naszych czasów postać. Choć poznajemy ich wszystkich w niedalekiej przyszłości, skalanej już podziałami, sztucznością i wzajemną niechęcią, są oni dalecy od postaci, które odpychają tych, którzy nie są miłośnikami androidów czy kosmicznych stworzeń prosto z dziecięcej wyobraźni. Oni są zwyczajni, są ludzcy, są podobni do nas i dlatego mocno do siebie przyciągający.

Jimmy-Yeti to jedyny ocalały (przynajmniej jak on sam sądzi) z epidemii, która wtargnęła w życie ludzi i skutecznie je w większości przypadków unicestwiła. I nie jest to waleczny rycerz, ostatni sprawiedliwy czy anielska postać mająca moce niespotykane zwykle u Ziemian. Atwood czyni go tak zwyczajnym, tak bardzo pozbawionym wyjątkowości, że bezwiednie ale i z wielkim zaangażowaniem razem z nim przeżywamy każdy dzień walki o przetrwanie, wraz z nim leczymy chorą stopę, szukamy pożywienia i chronimy się przed palącym słońcem. I nawet Dzieci Derkacza, niezwykłe istoty, które przyszło Jimmy`emu chronić, nie zaburzają naszego odczucia prawdziwości opisanych scen. Podobnie jak bez zdziwienia godzimy się na zielonookie, doskonałe, wegetariańsko urocze w swej naiwności i ufności wytwory pracy i wyobraźni Derkacza, tak z aprobatą przyjmujemy fakt istnienia genetycznie zmodyfikowanych zwierząt, zarówno tych, które stworzono ku uciesze ludzi jak i tych, które stanowią dla nich zagrożenie.
Dzięki niezwykłej wręcz umiejętności pięknego gawędzenia, Margaret Atwood czyni ową, zdawać się może bardzo statyczną opowieść, niezwykle wciągającą. Na empatii buduje sprawozdania z przeżytego dnia, zmagań z codziennością czy opisy drogi i jej celu. Nie sposób się nudzić, nie sposób omijać w pośpiechu pozornie spowalniających tempo powieści opisów. Tam się jest, tam się mieszka, oddycha, cierpi i wspiera Jimmy`ego. 

To pierwsza część trylogii, zatem Jimmy ma swoje kolejne dni, Derkaczanie być może się zmieniają, rozwijają, istnieje szansa na spotkanie innych ludzi, którzy cudem przeżyli zarazę. Oczywiście do nich wrócę, oczywiście o nich znów napiszę. Nie teraz jednak, bo choć podobał mi się plastyczny świat, w którym Atwood umieściła swojego Yeti, to jednak uważam, że przeczytanie całości mogłoby zaniżyć ocenę odbioru. Może to kwestia mojej potrzeby lekkiego truchciku lub biegu po spokojnym fotelowym czytaniu. A może właśnie jedyny uszczerbek na atrakcyjności tej prozy. Wydaje się, że więcej byłoby za dużo. Polecam zatem w takich właśnie odcinkach. 

Cykl: Maddaddam (tom1)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2017
Tytuł oryginału: Oryx and Crake
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Liczba stron: 424

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz