Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

sobota, 3 sierpnia 2019

O żałobnym powrocie.

"Zniknięcie Annie Thorne" C.J. Tudor  7.5/10

 

Nie lubimy zostawiać za sobą niedokończonych spraw. Straty, które ponieśliśmy bez zrozumienia przyczyny, dręczą nas latami i nie pozwalają ułożyć nowego życia. Pożegnanych ukochanych nigdy nie zapominamy, a jeśli owo pożegnanie było nagłe, żałoba po nich trwa latami, żądając od nas sprawiedliwości, zadośćuczynienia, bądź przynajmniej wyjaśnienia niegdysiejszych, zaskakujących wydarzeń. Takich właśnie wyjaśnień poszukuje bohater najnowszej książki C.J. Tudor, który pragnie odpowiedzieć na pytanie, co właściwie działo się z jego siostrą, gdy zniknęła na dwa dni ćwierć wieku temu. 
"Ludzie twierdzą, że czas leczy rany. Nie mają racji. Czas tylko zamazuje pamięć. Płynie bezustannie, podmywając nasze wspomnienia, i odkrywa kawałki ciężkich głazów niedoli, dopóki nie zamienią się w ostre kawałki, wciąż sprawiające nam ból, lecz na tyle małe, że da się z nimi żyć." (str.61)

"Zniknięcie Annie Thorn" każe nam wrócić, wraz ze starszym bratem tytułowej Annie, do podupadłego górniczego miasteczka pełnego wspomnień, zaszłych nieporozumień i ludzi, którzy nieustannie kojarzyli się będą z historią sprzed lat. Z historią, która w przedziwny sposób zdaje się wiązać z niedawną samobójczą śmiercią nauczycielki i zabójstwem jej syna.
Joe zamieszkuje w domu skalanym krwią tej dwójki w nadziei, że właśnie to miejsce najlepiej przyczyni się do poznania prawdy i pozwoli mu ocenić, dlaczego Annie wróciła do domu tak odmieniona, że on sam nie tylko momentami jej nie poznawał, ale wręcz się jej bał.
 
Małe górnicze miasteczka żyją marazmem, wspomnieniem wszechobecnego pyłu i ciężkiej pracy. Żyją ruinami budynków fabrycznych i starymi włazami do kopalń, dziś ukrytymi przed oczami ciekawskich zwałami ziemi i kamieni, często za przyczyną wywołanych przez samych ludzi wybuchów. Ludzie pozostają tam niezmiennie tacy sami: skłonni do plotek, nie wybaczający porażek sprzed lat, mający swe własne wersje wydarzeń, które doprowadziły do dramatów.

Małe miasteczka żyją odwieczną walką dobra ze złem, i o ile dobro to oni, ich praca i osiągnięcia, dzieci, zajęcia i sposób życia, o tyle zło jest nienazwane. Zło czai się w mroku, czerpie siłę z dawnych śmierci, karmi się krwią i kośćmi zmarłych, których próżno szukać na miejscowym cmentarzu.
"Miejsce takie jak to nie chce zostać ponownie zagospodarowane. Lubi być opuszczone, uśpione i martwe. Cmentarzysko ludzkich losów, straconych nadziei, pełne węglowego pyłu i kości. Musnęliśmy tylko jego powierzchnię, ale pod spodem kryje się wiele warstw. A czasami lepiej nie kopać zbyt głęboko." (str.344)

Co wie Joe, czego sama tak naprawdę nie jest świadomy? Gdzie znajdują się wskazówki do wypartej prawdy, do tego co zostało zatarte nową wersją samego siebie? Bez strachu ale i bez nadziei Joe szuka owych odpowiedzi. Odpowiedzi, które najbardziej będą zaskakiwały jego samego.

C.J. Tudor mocno bazuje na stylu wypracowanym przez Stephena Kinga ale go nie naśladuje, nie powiela. Jej pomysły na rozwój akcji, sposób prowadzenia narracji, dają nadzieję na coraz lepsze książki. Jest bowiem w obu wydanych przez nią thrillerach niebywały talent literacki, który prowadzi czytelnika przez strach i niedowierzanie, przymyka oczy gdy autorka prowadzi nas w mroczne miejsca pełne cieni, robactwa, a może i duchów, ale i bawi, gdy świetnie skrojony bohater pozwala sobie na sarkazm godny intelektualisty.

Nauczyciel, hazardzista, uciekinier. Dostający po twarzy i wstający z uporem by wtykać znów nos w sprawy, które w miasteczku dawno uznano za zamknięte. Pozwalający sobie na komentarze, które zapewne znów pozbawią go spokojnego snu. Rozrywany emocjami, gdy przychodzi do starć pomiędzy teraźniejszością i przeszłością, jawą i snem, dobrem i złem. Pamiętający przeszłość swoją, Annie i innych, których darem i przekleństwem była wrażliwość.
"Kolejne nieśmiałe, odstające od rówieśników dziecko. Kolejna ofiara. A jednak czasem to właśnie one widzą najwięcej. Przez nikogo niezauważone, chłoną wszystko co się wokół nich dzieje - historie, plotki, pozostałości szkolnego życia - i zbierają to niby polano unoszące się w rwącym nurcie rzeki. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele wiedzą. Bo nikt ich o to nie pyta." (str.227)

Taki właśnie jest bohater "Zniknięcia Annie Thorn". Wyrazisty, pełen sprzeczności, wlokący nas przez lepsze i gorsze dni ku finałowi, który... No właśnie.
Zachwycając się konstrukcją książki i fenomenalnym oddaniem uczuć i skrajnych emocji, pozostaje mi życzyć sobie i innym, by Pani Tudor zaskoczyła nas kiedyś zakończeniem, które będzie miało większy sens. Bo o ile trzeba przyznać, że finał jest tutaj zdecydowanie nieprzewidywalny, o tyle ta jego odrębność, niespójność z głównym wątkiem, szerokie rozwarstwienie na historie nagle wypływające spomiędzy zakurzonych kart historii miasteczka, wydaje się zostawiać czytelnika z pytaniem: no ale jak to? A Annie? Choć może po wszystkim, co przeżyliśmy z Joe nawet to traci na znaczeniu? Wszak bez względu na rozwiązanie, żałoby nie da się zdusić żadną zemstą, żadną prawdą ani sprawiedliwością. 
  
Wydawnictwo Czarna Owca, 2019
Tytuł oryginału: The Taking of Annie Thorne
Tłumaczenie: Grażyna Woźniak
Liczba stron: 416

dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz książki

2 komentarze:

  1. Właśnie za chwilę zaczynam czytać tę książkę i jestem jej bardzo ciekawa. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie! Bardzo jestem ciekawa, czy nasze odczucia będą podobne : ) Miłej lektury, pozdrawiam ciepło.

      Usuń