"Zerwa" Remigiusz Mróz 5/10
Przy wybujałej wyobraźni i produktywności Remigiusza Mroza, znalazłam się w którymś momencie w przestrzeni pomiędzy niecierpliwą sympatią, każącą automatycznie ściągać z półek kolejną powieść sygnowaną jego nazwiskiem, a zniechęceniem wynikłym z ilości wydanych książek oraz tak różnej ich jakości, że zawsze otwiera się je z niepewnością otrzymania sycącego pożywienia dla umysłu. W wypadku "Zerwy", która zamyka mój ulubiony cykl Pana Mroza, niestety czuję się jednocześnie przejedzona i nadal głodna. Jak w przypadku dziecka, które oszukało głód słodyczami.
Wiktor Forst jest bohaterem sprawy kryminalnej rozbitej na pięć tomów. Początkowo planowany jako trylogia, cykl rozrósł się do rozmiarów pentalogi z nieco niejasnych dla mnie powodów. Powody owe zdają się być jednak oczywiste dla autora, który z Posłowiu obiecuje zakończenie serii, choć nie ostateczne rozstanie z bohaterem. Dla mnie owa deklaracja brzmi równie wiarygodnie jak ta składana po trzecim tomie, niemniej być może faktycznie pewna, warta opisania sprawa, została dla Pana Mroza zakończona, zamknięta, rozwiązana. Mam szczerą nadzieję, że tak jest, gdyż jak powiadają zorientowani w skutkach nadmiernego dobrobytu ludzie: "co za dużo to niezdrowo".
Opowieść, jako całość jest dobra, ciekawa, niepozbawiona momentów ekscytacji. Porusza sprawy ważkie, piętnuje pewne zachowania - od psychopatycznych po bardziej zwykłe, odruchowe a jednak kończące się fatalnie dla innych i samego sprawcy. W "Zerwie" nie brakuje osądów wkładanych w usta bohaterów bądź podawanych w formie komentarza do wydarzeń. Po raz kolejny utwierdzamy się tu w przekonaniu, że najgorszym typem człowieka jest fanatyk. O ile w przypadku przestępców niesionych agresją, gwałtownymi reakcjami, chęcią zemsty, możemy spodziewać się jakiegokolwiek prześwitu zdrowego rozsądku, o tyle owej racjonalności nie da się przypisać osobom ślepo wierzącym w ideę dyktującą jedynie słuszna prawdę oraz prawo do wymierzania sprawiedliwości za czyny dokonane w niezgodzie z owa prawdą.
"Każdym z nas targają takie same złe emocje. Każdy z nas kiedyś w duchu powiedział sobie, że pozabija tych i owych za to czy tamto. Każdy kiedyś rzucił do siebie samego, że się powiesi. Tyle, że mamy granice, tamy, bariery(...)" (str.373)
Przekonania polityczno-historyczne są tu w stanie zagłuszyć jakiekolwiek chęci dążenia do kompromisu, poddania się sile przeciwnej argumentacji, zdają się zaś usprawiedliwiać każde postępowanie, włącznie z wyjątkowo brutalnymi morderstwami, często popełnianymi na ludziach, którzy w żaden sposób za owe piętnowane fakty historyczne nie mogą ponosić odpowiedzialności. Tymi właśnie zagadnieniami zdaje się najmocniej zajmować Remigiusz Mróz w "Zerwie".
Cykl o Wiktorze Forście, ścigającym tego właśnie typu opętanego żądzą zemsty na narodzie oprawcę, zaczynaliśmy od wysokiego C. Z zaangażowaniem towarzyszyliśmy pokiereszowanemu psychicznie i moralnie komisarzowi, który w swojej szorstkiej męskości pociągał nas zarówno jako człowiek jak i policjant mimo obaw o jego zdrowie fizyczne i psychiczne, zniesmaczenie nałogiem czy uniesienie brwi przy postępowaniu i wątpliwej zgodności z prawem.
"Nie znała nikogo, kto dźwigałby tak duży bagaż doświadczeń.Ani nikogo, kto potrafiłby go unieść. Być może ciężar w końcu złamał mu kręgosłup, nie tylko moralny, ale także mentalny" (str.350)
Pogrążaliśmy się w kryminalne zagadki, ścigaliśmy wraz z nim Bestię z Tatr i kibicowaliśmy każdemu działaniu, które mogło bohaterów, z którymi łatwo było się utożsamić, ostatecznie ocalić. Z tomu na tom seria stawała się bardziej płynna, bardziej zaangażowana w szukanie podłoża postępowania mordercy i , tak jak lubię, przenosiła nas z czysto policyjnego spojrzenia na śledztwo w głąb umysłów osób bezpośrednio zaangażowanych w akcję jak i tych, którzy asystowali pierwszoplanowym postaciom.
W ostatnim tomie - "Zerwa" - konsekwentnie zatytułowanym wedle górskiego nazewnictwa, otrzymujemy rozwiązania zagadek stawianych nas poprzez strony poprzednich tomów, następują zmiany akcji zmierzające ku wyjaśnieniu zachowań pozytywnych, szczególnie zaś tych negatywnych bohaterów, a co za tym idzie, pojawiają się cóż... zmartwychwstania, dziwne, niepoparte faktami zachowania, niewytłumaczalne przemiany bohaterów. Mimo, a może także poprzez przenoszenie bohaterów, bądź esencji ich rozmów z polskich gór, przez Rosję, Finlandię aż po niejednokrotnie wspominana Ukrainę czy polskie wschodnie rubieże, mam wrażenie, że w swoim pędzie do zadziwienia zakończeniem, Remigiusz Mróz nieco się zapomniał. Niektóre akcje pojawiają się absolutnie znikąd, nie są poparte jakimkolwiek ciągiem przyczynowo-skutkowym, jakimikolwiek wydarzeniami przedstawionymi w poprzednich tomach czy nawet na początku samej "Zerwy". Pojawia się wrażenie braku zdecydowania samego autora, który niczym małe dziecko bawi się z nami w ciuciubabkę, żongluje życiem i śmiercią. Jakby sam sobie przyklaskiwał kilkukrotnie zmieniając zdanie na temat ewentualnego zakończenia bądź ciągnięcia wątku danego bohatera. (w głowie roiły mi się hasła typu: Ha, mam was, on żyje! A nie, właściwie to nie żyje. Albo dobra, żyje... Litości...). Autor tak bardzo chce uatrakcyjnić nasze poszukiwania winnego, że namnożenie podobnych akcji prowadzi do zniechęcenia, a czasem nawet śmieszności.
Można się zgodzić, że książka napisana jest sprawnie, czyta się ją szybko, nie ma potrzeby zatrzymywać się czy wracać do poprzednich rozdziałów, by systematycznie podążać za akcją ale owa sprawność pisarska niestety nie idzie w tym przypadku w parze z jakością. Odnosiłam wrażenie, że książkę piszą dwa odmienne pióra. Jedno, które tworzy niezwykle kulawe dialogi, przy których moja miłość do polszczyzny przeżywała katusze, bo czy nie warto przekonać się przed zleceniem druku czy słownikowo, składniowo, redakcyjnie książka nie razi niechlujstwem? Zbyt pobieżna korekta pozwoliła bowiem na: "finlandzkie ciasteczka", "alarmistyczne działanie słonego zapachu", "przerywanie mi w spotkaniu z podwładnymi", "jeśli co do czegokolwiek była przekonana" i inne lapsusy z pogranicza niedbałości i stylistyki zgodnej z tłumaczeniem angielskich zdań za pomocą powszechnego internetowego tłumacza. Należy przyznać, że książka została poparta dokładnym badaniem faktów historycznych, że na kartach odbywają się ciekawe spory dotyczące poglądów na kontrowersyjne wydarzenie z życia Polaków i ich sąsiadów, ale to wszystko ginie w owym, naprawdę nieatrakcyjnym sposobie ich podania.
"Zerwa" nie jest złą książką, niemniej jest to powieść, w której przeskoki od nadmiernie prostego języka dialogów do wybuchów patriotycznych uniesień i emocjonalnych skrajności nie zostały skomponowane w sposób, który pozwalałby na swobodne, pozbawione gwałtowności podążanie za jednymi i drugimi. Dialogi, rozpisane na krótkie, urwane, często niezgrabne językowo zdania pokrywające cała stronę, następują po górnolotnych sformułowaniach, gdzie wykrzyknienie "Na Boga!" włożone kilkakrotnie w usta policjantów jest jednym z mniej patetycznych. Nie jest przyjemnie zapadać się w plastyczne opisy sytuacji i wydarzeń, po czym przez kolejne strony przedzierać się przez rozmowy na siłę prowadzone w stronę dowcipu, z powtórzeniami i brakiem lekkości stylistycznej, która dotychczas w powieściach Remigiusza Mroza, udanie chroniła nas przed językowymi zgrzytami.
Czytanie serii o Wiktorze Forście było przyjemne. Rozumiem, że większość z nas niesionych popularnością, podobnie jak Pan Mróz dopisywałoby kolejne tomy do pierwotnie planowanej trylogii, ale nie jestem pewna czy ten pomysł przyniósł spodziewane efekty. Być może był on dobrze przemyślany ale, odnoszę wrażenie, że o wiele mniej dopracowany. Bo "Zerwę" czyta się do końca tylko po to, żeby dowiedzieć się jak, wcześniej faktycznie niosąca nas przez tomy opowieść, zostanie zakończona, jak autor zamknie losy bohaterów, jakimi ludźmi okażą się postacie, które zdążyliśmy polubić. Niestety, nie czyta się w tej samej mierze dla samej literackiej przyjemności. Miło mi było przebywać w towarzystwie Wiktora Forsta, zapałałam do niego autentyczną sympatią. Niemniej, po przeczytaniu "Zerwy" jeszcze milej jest mi się z nim pożegnać. Dalszy ciąg, podany w podobnym stylu, nie byłby moim zdaniem wart przeżywania kolejnych obaw o rozczarowanie. Pozostaje mi przyglądać się kolejnym pojedynczym powieściom, w których autor eksperymentuje z wieloma gatunkami, i jeśli nawet jedna z nich wydaje się być próbą nieudaną, o tyle kolejna pozwala na określenie czasu a nią spędzonego jako fascynującego. Mnie samą zadziwia owa sinusoida odczuć przy kolejnych powieściach Remigiusza Mroza, ale jest ona faktem.
Wydawnictwo: Filia, 2018
Cykl: Komisarz Forst (tom5)
Liczba stron: 495
Jedna z serii do nadrobienia ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest zła seria, jeśli ma się sporo wolnego czasu na pewno okaże się dobrą rozrywką. szkoda, że jest bardzo nierówna ale do tego Pan Mróz już chyba nas przyzwyczaił ;) Pozdrawiam
UsuńTwórczość autora jeszcze przede mną, ale już niebawem to się zmieni. 😊
OdpowiedzUsuńRemigiusza Mroza warto znać. Ma w swoim dorobku i kilka kunktatorskich tworów i całkiem przyjemne perełki :) Życzę przyjemnych wrażeń przy odkrywaniu jego twórczości :) Pozdrawiam
UsuńTrafnie zwróciłaś moją uwagę na "literacki bałagan" w powieściach Pana Mroza. Lubię odnajdywać w książkach wątki polityczno-historyczne. Wszystko ma jednak ma swoje granice i zdarzyło mi się kiedyś po zakończeniu lektury pomyśleć: Co za dużo, to niezdrowo. Zapewne przeczytam "Zerwę" choćby ze względu na akcję toczącą się w górach, które kocham. Dziękuję ci za fachową i obiektywną recenzję. Pozdrawiam, Zdzisław https://krainslowa.blogspot.com/2018/04/tytu-ekspozycja-autor-remigiusz-mroz.html
OdpowiedzUsuńCieszę się, że recenzja okazała się przydatna :) Na pewno czas poświęcony "Zerwie" będzie miał swoje zalety. Ja niestety zderzyłam się ze, zbyt może wygórowanymi, oczekiwaniami :) Pozdrawiam ciepło.
UsuńJa na początku byłam twórczością Mroza, nie tyle zafascynowana co przyjemnie zaciekawiona. Jednak im dalej w las.....na razie postanowiłam dać szansę innym polskim autorom :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w stu procentach. Teraz, gdy tyle ciekawych debiutów objawiło się w polskiej literaturze, kontynuowanie starych "znajomości" czytelniczych wydaje się niepotrzebnym przyzwyczajeniem. Wszak zawsze można wrócić po jakimś czasie i sprawdzić, czy niesmak nie wynikał... z nadmiaru drzew ;) Pozdrawiam
UsuńZatrzymałam się na trzecim tomie. Jakoś przegapiłam czwarty, a tu już jest piąty tom :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMyślę, ze intuicja zatrzymała Cię w odpowiednim momencie ;) tamte trzy tomy, w zamyśle trylogia właśnie, były przemyślaną, dopracowaną serią. Teraz jest... jak napisałam powyżej :) Pozdrawiam
UsuńSłyszałam mnóstwo o tym autorze, a do tej pory nie przeczytałam jeszcze żadnej jego książki! Mam jednak ochotę zacząć od tej właśnie serii.
OdpowiedzUsuńJustyna z http://livingbooksx.blogspot.com
Słuszna ochota ;) Mimo rozczarowania ostatnim tomem, nadal uważam, że to najciekawsze "dziecko" Remigiusza Mroza. Miłej lektury :)
UsuńKiedyś na pewno przeczytam coś Pana Mroza. Może nawet zacznę od tej serii.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Jeśli faktycznie przeczytasz, to decyzja żeby zacząć of Forta jest dobra, najlepsza ;) Pozdrawiam
Usuń