Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

O tym, że skandal pieniądzu niestraszny.

"Dzielnica występku" Mario Vargas Llosa 6/10


Jest w powieściach Llosy coś, co nie pozwala mi zetrzeć z ust uśmiechu od pierwszej do ostatniej strony. Uśmiechu wywołanego bardzo różnym przekazem emocjonalnym i z bardzo różnych odczuć wynikającym. Tutaj jest to uśmiech mało komiczny, ten uśmiech raczej łączą czytelnika z autorem w ironii przez niego wylewanej a przez nas przyswajanej w miarę czytania.

"Dzielnica występku", choć krytykowana za słabszy poziom, zbyt miałki temat czy też sposób jego podania, nie jest dla mnie aż tak prosta do zdefiniowania. Przede wszystkim dla mnie Llosa, jak każdy autor, może pisać na lepszym czy gorszym poziomie, ale nic nie zachwiało jeszcze mojego odczucia, że tenże poziom waha się między dobrym a rewelacyjnym. I być może nie pozbędę się ciągłego kojarzenia Llosy z olśniewającym (rzecz jasna bardzo subiektywnym zdaniem) "Dyskretnym bohaterem", niemniej i tutaj nie poczułam się rozczarowana.

Aż chce się pokiwać głową z politowaniem nad infantylnością klas wyższych podanych nam tu z niesłychaną ironią na przykładzie dwóch znudzonych życiem par. Nawet skandal, który niewątpliwie większości populacji Limy, Warszawy czy innego miasta spędziłby sen z powiek i nie pozwalał normalnie funkcjonować, tutaj staje się jedynie lekkim dreszczykiem prowadzącym do uszczypliwości, komentarzy i rumieńców nie zmieniających poczucia wyjątkowości. A skandal dotyczy pewnych zdjęć dostarczonych przez "tę wstrętną bulwarowa prasę" żerującą na prywatności wykradzionej klasie żyjącej za i dla wielkich pieniędzy. Zgodnie z panującymi stereotypami autor a jakże, opluwa ową prasę na wiele sposobów, mając w tym i wiele racji i wiele talentu komediowego jak i sensacyjnego. To zaś, że osąd już niejako przyswojony, nagle zostaje nam poddany pod ponowną rozwagę, to, że jeszcze raz, przez pryzmat faktów i tylko faktów skłaniani jesteśmy do położenia na szali z jednej strony wścibskości i bezkompromisowości, z drugiej zaś cywilnej odwagi - to pokazuje jak sprytnie autor potrafi kręcić piruety naszym zaangażowaniem w rozwój akcji.

Zgadzam się, że dużo tu lekkości i pozornego niechlujstwa, ale zastanawia mnie czy autor umyślnie nie bagatelizuje, także używaniem takiego właśnie języka, spraw, które tak naprawdę ukazują bezmyślność bohaterów, ich beztroskę w świecie, gdzie pieniądz pozwala osiągnąć poziom pewności siebie, którego nic nie obniży. Nie jest to arcydzieło przemyśleń, nie jest to wielka gra na emocjach ale nie brakuje tutaj wszechobecnej w książkach Llosy polityki podanej z lekkim żartem ale i gniewem; nie brakuje seksu, który autor zawsze traktuje z południowoamerykańską lekkością i swobodą; nie brakuje niejakiej śpiewności opowieści. I co najważniejsze - nie brakuje Llosy w Llosie - zatem po odłożeniu książki trudno się jeszcze przez dobrą chwilę przestać uśmiechać. A może warto i pokiwać głową z tym samym zawadiackim wyrazem twarzy, który zdobi portret autora na okładce. Uważam, że tę powieść warto przeczytać.

Wydawnictwo: Znak, 2016
Tytuł oryginału: Cinco esquinas
Tłumaczenie: Marzena Chrobak

sobota, 27 stycznia 2018

O obsesjach w minimalistycznej przestrzeni

"Lokatorka" J P Delaney 6/10


Uleganie stereotypom, łatwość wydawania opinii, szczególnie tych niepochlebnych, łatwość dopasowywania pejoratywnych określeń do utartych wzorców zachowań to reakcje nieobce żadnemu czytelnikowi. Stanowią one nasze własne słabości, sami podlegaliśmy ich działaniom, znamy niechęć do głośnego zawołania: Sprawdzam!. A w powieści "Lokatorka" sprawdzić nam przyjdzie kilka razy. Przyjdzie zmienić zdanie, powrócić do poprzedniego, znów się zastanowić a wreszcie zdziwić gradacją niedoskonałości bohaterów. Śmiało można powiedzieć, że niejeden raz zaskoczyć nas może szkodliwość i poziom kierujących nimi obsesji.

Czworo głównych bohaterów. Każdy niejako skalany niedoskonałością. Pomimo, że wydawać by się mogło, że ocena ich słabości i doskonałości przychodzi nam od pierwszej strony z dziecinną łatwością, wcale tak nie jest. Zwroty akcji, dokładanie do posiadanej wiedzy kolejnych strzępków informacji powoduje, że nasza, wydawać by się mogło, ugruntowana ocena, wywija niezwykłego psychologicznego koziołka. 

Wbrew oczywistym znakom, wbrew wyliczanym na palcach przejawom obsesji, socjopatycznych zachowań czy wręcz psychopatycznych krzywd wyrządzanych innym ludziom, okazać się tutaj może, że te wszystkie tak jasne i precyzyjne, zgodne z definicjami określenia "nienormalności" oznaki, mogą okazać się niczym w porównaniu z zupełnie innymi, doskonale ukrytymi zachowaniami pozostałych bohaterów. 

I jeszcze dwa słowa o wątkach, które przewijały się w niektórych recenzjach. Staram się raczej polegać na swojej czytelniczej intuicji i spostrzegawczości, ufam im. Dlatego też jakiekolwiek porównania z serią o Greyu, czy też innymi stricte erotycznymi pozycjami wydają mi się kompletnym nieporozumieniem. Owszem, można tu odnaleźć odważne opisy seksu, można tu uśmiechnąć się do braku zahamowań i pewnego poczucia przynależności do partnera ale jest to moim zdaniem zaledwie przyczynek do psychologicznych obserwacji. 

Autor okrasza też swój thriller fachowymi opisami zmian osobowościowych, architektury, japońskiego świata spokoju i harmonii, co dodaje książce waloru poznawczego. Czyta się ją lekko, akcja nie jest rwana, płynnie przechodzi od relacji jednej bohaterki do drugiej. Jedyne co można zarzucić to, że nie jest to proza ani innowacyjna ani językowo zachwycająca. Moim zdaniem jest to po prostu stosunkowo dobra książka do przeczytania w ambitnie potraktowanych celach rozrywkowych. Bo niewątpliwie zaciekawia. Chyba polecam ;) 

Wydawnictwo: Otwarte, 2017
Tytuł oryginału: The Girl Before
Tłumaczenie: Mariusz Gądek

poniedziałek, 22 stycznia 2018

O smartfonie pełnym żalu i nadziei

"Tekst" Dmitry Glukhovsky 8/10



Rzadko zdarza mi się trafić na powieść, której autor zmieściłby tyle goryczy w zaledwie tygodniowym wycinku z życia bohatera. I która niosłaby ze sobą tak niesamowite zachłyśnięcie się nadzieją na to, że jeśli nie jego własne, to życie osób, które nagle stały mu się bliskie, zmieni się diametralnie. I która mówiłaby o rozchwianiu pomiędzy godzeniem się na nieuniknione i paniczną przed nim ucieczką. 
Nie czytałam wcześniej Dmitrya Glukhovskiego, choć nieobce były mi okładki i tematyka jego bestsellerowych post-apokaliptycznych powieści. Sięgnęłam po powieść realistyczną i szkoda byłaby wielka, gdybym nie uwierzyła w jego pisarski talent. Z niezwykłą łatwością łączy on bowiem języki różnych światów, profesji, warstw społecznych, pokoleń. Nie tylko języki zresztą tak płynnie się tu przenikają. Prostota dialogów, kwiecistość opisów, niezwykle poruszająca warstwa emocjonalna - wszystko to współgra dając niezwykle wciągający efekt. 

W dodatku, wszystko razem można zamknąć w suchym stwierdzeniu, że książka jest o tym, że nasze życie sprowadza się do gigabajtów zamkniętych w przeciętnym smartfonie. Albo zrecenzować powieść jako: Książka o Ijli, który właśnie opuścił więzienie i na skutek splotu niekoniecznie przypadkowych wydarzeń poznaje, ba, przejmuje życie człowieka, z którym dotychczas łączyła go tylko chęć zemsty. 

A tutaj tyle miłości. Nagle odebranej, niesprawiedliwie przerwanej i innej, niespodziewanej, uratowanej dzięki zakorzenionemu w duszy dobru. I tyle tu strachu o nowo uratowane życie, o osoby, których jeszcze kilka dni wcześniej Ilja nawet sobie nie wyobrażał. I żalu tyle o niesprawiedliwie odebrane lata i o niedoczekane spotkanie i o niespełnione, nowo wyrosłe marzenie. Jest tyle emocji w bohaterze, tyle cierpienia, bólu, naiwnej nadziei, spontaniczności i zwątpienia na każdej ze stron, że wierzyć się nie chce, że to ta sama powieść,w której przecież "skazaniec wychodzi na wolność i zaczyna żyć życiem zaklętym w nie swoim smartfonie". Ale o tym TEŻ jest ta książka. Polecam.


Wydawnictwo: Insignis, 2017
Tytuł oryginału:  Текст
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko

O historycznym chaosie rodzinnym

"Biała Rika" Magdalena Parys 7/10


Wielka rodzina, z setkami odnóg, przyszywanych, dobieranych, połowicznych i jeszcze innych zupełnie niejasnego pochodzenia braci, sióstr, dziadków itp. Miszmasz rodzinnych losów, plątanina związków, dzieci dzieciom półsiostrami i półbraćmi, ojczym nietatą. A całe to szaleństwo pokrewieństw i nowych zdobyczy rodzinnych podane w atmosferze przywodzącej na myśl chaotyczny rodzinny zjazd. Każdy ma swoje własne zdanie, każdemu jawią się inne wspomnienia, każdy dokłada swoje trzy grosze. I już nawet autotka-nieautorka czasem ma ochotę zrezygnować ale żal zostawić nieopisane tęsknoty, niewspomniane dramaty. 

Jest ból i cierpienie, jest radość i domowe ciepło, jest bałagan jaki dany został tylko wielopokoleniowym rodzinom budowanym na przodkach z Polski i Niemiec (co rzecz jasna nie może prowadzić do ogólnorodzinnej zgody). Wszystko słowami Dagmary z różnych etapów życia: córki, matki, siostry, kuzynki. 

Co też dla mnie istotne - Dagmary-prawie mojej rówieśnicy, a co za tym idzie, kronikarki tego samego okresu ale jakże innej rodzinnej historii. Bardzo ciekawa opowieść rodzinna, rwąca niczym rzeka, czasem wręcz załamująca chaosem ale też nim bawiąca, czasem mocno łapiąca za serce a nawet je łamiąca. Polecam.

Wydawnictwo: Znak Literanova, 2016

O ingerencji przeszłości w teraźniejszość

"Po drugiej stronie jaźni" Wulf Dorn 6/10

 

Oczywiste jest dla nas, sięgających po tę książkę, że jeśli przez pierwsze strony przemieszczamy się łagodnym truchcikiem, jeśli otacza nas świat osobistej sielanki i zawodowego spełnienia , to w książce o tytule "Po drugiej stronie jaźni" wszystko musi stanąć na głowie. I staje. 

Zawiłość akcji, niespodziewane zwroty, diagnozy i obserwacje psychiatryczne, nadają tylko smaczku oczekiwaniu na coś, co w mózgu bohatera, a co za tym idzie także w naszym, musi ulec całkowitemu przewartościowaniu. Czekać jest na co, bo zapewniam, że nawet bardzo inteligentny czytelnik, domyślający się roli poszczególnych bohaterów w ostatecznym rozstrzygnięciu, natknie się na co najmniej jedną scenę, która nim psychicznie wstrząśnie, pozbawi tchu, i nie trzeba być ku temu obdarzonym bardzo wybujałą wyobraźnią. Prawdopodobnie też w ten wstrząsający sposób scena owa zaskoczy. A to chyba świadczy o dobrym poprowadzeniu thrillera psychologicznego do finału.
 
Nie jest to powieść, która wryje się w pamięć na długie lata ale jej precyzyjny układ, narastające napięcie i bardzo efektowne zakończenie pozwalają uznać, że warta jest poświęcenia jej kilku wieczorów. W swoim gatunku jest jedną z lepszych jakie przeczytałam.


Wydawnictwo: Sonia Draga, 2012
Seria: Kryminał
Tytuł oryginału: Trigger
Tłumaczenie: Wojciech Łygaś

O subtelności w świecie kasyn

"Ballada o drobnym karciarzu" Lawrence Osborne 8/10



Słowo "Ballada" zawarte w tytule nie jest w przypadku tej powieści nawet drobnym nadużyciem. Z niezwykłą bowiem klasą i elegancją Lawrence Osborne snuje opowieść o splocie dwóch losów.

W krainie pieniądza i hazardu przypadkowo i bynajmniej nie w interesach autor zderza ze sobą życie dwóch postaci. Wyrywa z ich istnienia mały fragment, które łagodnie prowadzi nas przez ścieżki pozornego spokoju i pogodzenia się z codziennością.

On, dawniej nudny bankier, stał się skuszonym przez okazję złodziejem i teraz, w nowym życiu jego lordowskiej mości, czerpie siły witalne z karcianego świata. Co niezwykłe, to przegrywanie kieruje jego życiem i daje mu niezwykłą satysfakcję. Ona, call girl jakich wiele z pełnym kiczu Makau, niezwykle od owego kiczu odstaje. Spokój jaki wokół siebie roztacza, troska, jakiej nie pozbawiło jej płatne życie, niezwykła umiejętność pojawiania się i znikania w najodpowiedniejszym czasie, nadają jej barwę tajemniczości i zaciekawiają.

W otoczeniu zabobonów i duchów, natykając się na sytuacje abstrakcyjne i wczytując w surowe opisy miasta, zasad gry czy kasyn, wysłuchujemy opowieści o lordzie karciarzu opowiedzianej językiem, którego angielski dżentelmen, przyodziany w tweedy, używałby zapewne do snucia rodowej sagi. Jest spokojnie, płynnie, otacza nas smutek tak wielki, że aż emanujący spokojem, chwilowe wtrącenia żywej akcji i niespodziewanych wydarzeń wbijają się w mózg niczym klakson w nocnej ciszy. Sporo tu rezygnacji, zamknięcia w swoim świecie przymusowych zachowań ale i dojrzałości i oddania komuś, kogo los stawia na drodze. To się chce czytać, trudno się odkłada i na pewno zapamiętuje. Polecam. 


Wydawnictwo: Znak Literanova, 2016
Tytuł oryginału: The Ballad of a Small Player
Tłumaczenie: Anna Gralak

niedziela, 21 stycznia 2018

O tym, że prokurator też człowiek

"Prokurator" Paulina Świst 4/10

 

Jest prokurator, jest adwokat, są policjanci - modne, czyta się. 
Jest porwanie, zasłanianie własnym ciałem i barwne opisy seksu - też modne i również się czyta.
I romans z przeszkodami bo tak ciekawiej.
I troszkę kryminału choć brutalność przełamuje zwykle żart. Mało wymagająca lektura na popołudnie, prosty ale bardzo przyjemny, swobodny język, wartka akcja.
Bez fajerwerków ale też bez żalu, że przeczytało się coś ot dla czystej rozrywki. 


(I w przypadku tego typu książek nie mam niestety nic więcej do dodania)

Wydawnictwo: Muza, 2017

O technologii w służbie ksiąg

"Całodobowa księgarnia Pana Penumbry" Robin Sloan  6/10



Jest to książka wielu "nie". Jest nienadęta, niespektakularna, niefilozofująca, nienachalna. Jako wierna czytelniczka wręcz przeciwnych opcji znam momenty, kiedy mój umysł mówi dość. I wtedy pora na inne czytanie. Nie na wielką powieść, nie na rozdarcie emocjonalne, nie na zadumanie nad przemijaniem, lecz na poczytanie. Dla przyjemności, dla wartkiej akcji, dla porywających bystrych dialogów. A temat? Całkiem przyjemny, niewymagający ale i ciekawy. 
 
Odkąd technologia wdarła się na zastrzeżone wcześniej poletko literackie, trwa spór o prawdziwość przekazu, zapach papieru i ilość książki w e-booku. Od lat też 'samoreklamują' się bądź opłacają chwalących wielkie loga technologiczne, w tym Google. Otóż jest tu i Google, są i e-booki i jest prawdziwa (stara!) księgarnia. Są też zakochani w czytaniu, podobni do nas książkoholicy, związani dodatkowo pewnym zadaniem, tajemnicą nieśmiertelności ukrytą w starej księdze, może wręcz sekciarskim szaleństwem lub naiwną wiarą. Jest wola kibicowania tradycjonalistom i jest kiwanie głową nad bardzo sensownymi innowacjami uzbrojonych w laptopy i skanery technologicznych geeków. Jest zwyczajnie, jest lekko, jest relaksacyjnie. A przede wszystkim jest w tym wszystkim szacunek dla czytelnika, bo ta rozrywkowa literatura podana została smacznie zarówno pod względem języka jak i treści. 
 
Ps. Malkontentom narzekającym na to, iż okładka sugeruje temat podobny do Zafonowskiego Cmentarza(...) polecam kierować się staropolskim: Nie oceniaj książki po okładce. Z wyrazami szacunku.


Wydawnictwo: Albatros, 2015
Tytuł oryginału: Mr. Penumbra's 24-Hour Bookstore
Tłumaczenie: Danuta Górska

O melancholii w kwiatach wiśni

"Purezento" Joanna Bator 7/10 




Jest smutek, który budzi w nas agresję skierowaną przeciw winnym i niewinnym, każący walić głową w ściany i krzyczeć z rozpaczy w zachmurzone niebo. I jest smutek spokojny, schowany w żalu i niemożności uwierzenia; powracający niczym rekin krążący wokół naszej jakże podziurawionej ostatnimi doświadczeniami tratwy rozbitka. 

Joanna Bator prezentuje nam "poradnik" jak uporać się z tą drugą twarzą smutku. Niezwykły poradnik, przepiękną polszczyzną prowadzący subtelnie, na palcach przez ból, strach, niewiarę. Trudno nawet znaleźć słowa zachęty do przeczytania tej powieści. Każde bowiem wydaje się ingerować w osiągnięty zen spokój, każde zakłóca namalowany zen pejzaż. 

Akcję zmieścimy w trzech rozwiniętych zdaniach, zaś siłę przekazu, gładkość obrazu opisać mógłby tylko artysta innych sztuk. Dla mnie tę książkę czyta się szeptem. To bardzo piękne czytanie w naszym niełatwym czasie. I to nie ukojenie lecz zgoda, wewnętrzna cisza. "Stanę się kolekcjonerką odcieni melancholii." ...

Wydawnictwo: Znak, 2017

O tragedii z Szekspirem w tle

"Teatr złoczyńców." M.L.Rio 7/10



Niechętnie sięgam po opowieści, których treść wydaje się z opisu nieco powielona. A przecież Melanie L. Rio zawiązała tu intrygę niezwykle podobną do tej ukazanej (i przez wielu słusznie docenionej) w "Tajemnej historii" Donny Tartt. Niechętnie sięgam po coś, co zważając na wiek bohaterów, można umieścić na półce youngadult, choć nieco bardziej w górę ze względu na wtręty z czasów za-dziesięć-lat. Niechętnie też odkrywam już na początku że zabito, że wiemy kogo i teoretycznie wiemy też kto.

W przypadku "Teatru złoczyńców" wszystkie te niechęci można śmiało zlekceważyć i dać się ponieść poszukiwaniu odpowiedzi na coraz więcej, nasuwających się w miarę rozwoju opowieści, pytań. Czy można kochać przyjaciela? Czy można kochać ich dwoje? Czy warto poświęcać się dla przyjaźni? Czy dla aktora ważniejsze okazuje się w ostatecznym rozrachunku kogo kocha czy jak mocno kocha samego siebie? Czy warto trwać w kłamstwie jeśli niszczy to emocjonalnie każdą znającą prawdę osobę? I wreszcie jak ulżyć w bólu gdy nas samych dręczy ból tak wielki , że zaczynamy się zwracać przeciw najbliższym, ba, przeciw sobie samemu?

No i jak do diabła przebrnąć przez powieść, w której Shakespeare mówi ustami bohaterów a oni opisują świat jego słowami? Dla mnie, anglistki, to raj i uczta. Ale spieszę zapewnić, że każdej wrażliwej duszy, sposób podania tej niezwykłej kompozycji pozwoli się bardziej zachwycić niż zmęczyć czy też zirytować. Płynność poezji i płynność akcji. Subtelność świata teatru i subtelność niezwykle ciepłych relacji pomiędzy studentami. Intymność przeżyć i intymność miejsc, w których je ulokowano. Jest w tej książce niezwykły "flow", jest miękka ale i wartka, bez wysiłku przemierza się z nią morza emocji, uczuć, bólu i poświęcenia. Poetycko i prozatorsko dąży się z lekkością ale i zaangażowaniem i niecierpliwością do zakończenia, które... które nie zawodzi. Bardzo dobra powieść. Warto.


Wydawnictwo: Świat Książki, 2017
Tytuł oryginału: If We Were Villains
Tłumaczenie: Katarzyna Malita

sobota, 20 stycznia 2018

O uśpionym sumieniu

"Exodus" Łukasz Orbitowski  9/10

 

Kilka godzin temu odłożyłam "Exodus" ale nadal nie pozwolił mi odejść od siebie na krok, nawet na małe westchnienie, na maleńkie poczucie spokoju. Natychmiastowe oddalenie się od przeżyć, które wzbudza jest zupełnie niemożliwe; zakotwiczone w moim umyśle przeżycia, przelane na papier przez Łukasza Orbitowskiego, każą zadawać setki pytań, każą wchodzić z nim w dyskursy, każą się nie zgadzać, wyrażać głośny sprzeciw, oburzać się na odczucia, zachowania i reakcje.

To przerażająco smutna historia o najgłębszych i najciemniejszych zakamarkach ludzkiej duszy, o tym, że czasem nie da się wyć wystarczająco głośno, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, o tym, że "ludzie nie maja słowa na określenie kogoś, który stracił dziecko", o tym, że ucieczka czasem sprowadza nas na samo dno - zarówno fizycznej pseudo egzystencji jak i psychicznej histerii z bólu za utraconym. 


To nie jest powieść drogi, to powieść gwałtownej walki. Ratowania swojej skowyczącej z bólu duszy. Błagania losu o erzace i zadośćuczynienia. Oszukiwania samego siebie fałszywymi związkami, plastikowymi przyjaźniami za pieniądze i udawanym odpoczynkiem. 


Dużo tu ludzkiej podłości i brutalności ale jest i naiwna dobroć Janka. Dużo tu zdradzonych uczuć ale są i wewnętrzne dramaty, w których nie ma fałszu, w których dusza walczy o prawdziwe ja. I gdziekolwiek jesteśmy, w "prowizorycznym" Berlinie, w przerażająco upadlającej Lubljanie czy pozornie bezpiecznej greckiej mieścinie, wszędzie widzimy niekończący się, rozszarpujący bohatera, a przy tym i czytelnika, konflikt między potrzebą ucieczki a poczuciem jej bezsensowności.


Powieść pięknymi, szlachetnymi zdaniami targa wewnętrzny spokój na strzępy. Każdy opis wpycha w zakamarki, których nie chcemy poznawać, opowiada o duszy to, co zawsze staramy się ukryć. Wszystko po to, by w końcu postawić pytanie: Czy ucieczka przez własnym bólem jest exodusem przeczącym pojedyńczości bohatera przy mnogości jego dróg ucieczki? Czy jest może tylko jednym wielkim kłamstwem, którym ratujemy się przed szaleństwem.


Wydawnictwo: Sine Qua Non, 2017

O karuzeli z mordercami

"Murder Park. Park morderców."Jonas Winner 7/10

 

Zadziwiła mnie ta książka. I nie dlatego, że jest tak dobra lub przeciwnie - tak zła ale dlatego, że rzadko zdarza mi się aż tak bardzo zmienić zdanie o prostym thrillerze w trakcie jego czytania. Chwilami ze zdumieniem obserwowałam u siebie przekonanie, że napisały ją dwie różne osoby. Albo też, że dążenie do właściwego nurtu niepotrzebnie rozwleczono w ledwie kapiący ciek. Początek to bowiem nic innego jak fatalnie skonstruowane dialogi o niczym, plotki łamane przez głupotki w scenerii nijakiej. I co więcej, wszystko osadzone w dobrze znanych z amerykańskich powieścideł pociągowych, nudnych okolicznościach przyrody. Wszechobecny amerykański pęd ku opisom seryjnych morderców, najlepiej czających się na ofiary w wesołym miasteczku, a jeszcze lepiej w przebraniu klauna czy też innej masko-pelerynie, drażnią i zniechęcają. Zapomniałabym, jest też Agatha Christie i jej nieszczęsne Murzyniątka uwięzione z dziwnego powodu na odległej, oddartej sztormem od lądu wyspie (o jakież to niezaskakujące!).
 
A jednak jej nie odłożyłam, nie zrezygnowałam. Dzięki przebłyskom pamięci głównego bohatera, które mimo wszystko budziły niejaką ciekawość. I dzięki fantastycznie spisanym wywiadom z decyzyjnym psychologiem, które autor jakże szlachetnie zamieścił w tych momentach, które intuicyjnie wyczuł jako najbardziej denerwujące nużeniem (czy to nie oksymoron? tutaj chyba nie).


I oto Szanowni Państwo w połowie książki wydarza się coś, co trudno nazwać punktem zwrotnym, olśnieniem, zmianą tempa. Powieść bowiem zupełnie niespodziewanie skupia się na wspomnieniach, przeżyciach, udrękach, przekonaniach, walce o prawdziwość przekonania o niewinności bądź winie, wyciąganiu z grobów teoretycznie martwych, seksualnych zapędach itd. Można to zdanie w nieskończoność ozdabiać kolejnymi niezwykle ciekawymi formami rozwoju i przyspieszania akcji. Pędzimy na łeb, na szyję, i z wolno cieknącej opowieści prawie o niczym, wpadamy w rzekę pełną wirów i zakosów, by na końcu wydobyć z siebie niesamowicie satysfakcjonujące westchnienie. Bo autor jednak zaskakuje, co wydawało się na początku niemożliwe.


Trudno jednoznacznie powiedzieć, że to świetny thriller. Nie byłoby też uczciwe skarcenie autora za permanentną nudę. Jest to pozycja dla cierpliwych czytelników, którym nie przeszkadza przechadzanie się godzinami po znanych, nieszczególnie atrakcyjnych salach pałacowych, by na zaledwie jedną chwilę wpaść zapadnią w loch pełen takich atrakcji, że długo jeszcze będzie wybrzmiewało nasze głośne "Ach!".


Wydawnictwo: Initium, 2017
Tytuł oryginału: Murder Park
Tłumaczenie: Agnieszka Hofmann

O niezgodzie na słabość

"Nieczułość" Martyna Bunda 8/10 

 

Otwieramy książkę i nagle przenosimy się do pachnącej drewnem wiejskiej izby (choć od początku mamy przykazane pamiętać o wyjątkowości nowego, murowanego domu bohaterek). Zapadamy się w miękki, wygodny fotel, w starym piecu trzaska ogień a Martyna Bunda snuje opowieść. Bo właśnie taką mądrą obyczajowo-historyczną opowieścią jest ta książka. O kobietach, które witają życie na spłachetku ziemi w Dziewczej Górze, często i szybko z domu uciekają w wielki świat po to tylko, by jeszcze szybciej, z wypiekami złości i miłości na twarzy, w to miejsce wracać. O matce, mało czułej dla swych córek, bo tę czułość dawno z niej brutalnie wydarto. I o córkach, uczących się nieczułości bo inaczej nie dźwignęłyby tego co pozornie prosty, wiejski los im zsyła.
 
Jest prostolinijnie, spokojnie, bardzo płynnie. Ale czy nudno? Nigdy nie posądzałabym siebie o płacz nad świnką i parskanie śmiechem przy nader poważnych uroczystościach.

 
Z głębokim westchnieniem kończy się tę opowieść i już tęskni za podobnym ciepłem podanym dowcipnie i niezwykle wzruszająco. Moim zdaniem bardzo udany debiut.


Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2017

O miłości międzyczasowej

"Jak zawsze" Zygmunt Miłoszewski  9/10


Potrzeba niewątpliwie talentu Zygmunta Miłoszewskiego, żeby posplatać w niezwykle zgrabnej powieści wątki polityczne i romansowe, z przymrużeniem oka napiętnować nasze wieczne niezadowolenie ze stanu obecnego, sarkastycznie porównać ze sobą dwie epoki niby nowe a jednak jakże nam znane i moralnie do siebie podobne. Na obwolucie napisano, że stworzył komedię ironiczno-romantyczną, mnie się narzuca satyra polityczna na współczesność i przeszłość z elementami bardzo dosłownego miejskiego romansu. A i od opisów nie tak przecież dawnej historii, na jej porównania z beletrystyczną, nieco tylko inną, włos się momentami jeży.

Potrzeba niezwykłego talentu, by o seksie pisać otwarcie nie urażając uczuć wyższych i najwyższych, łamać poważne wtręty z najnowszej polskiej historii postaciami zza pleców podanymi w przedziwnej, zupełnie nam nieznanej odsłonie. Trzeba odwagi by cytować obecne wydarzenia i przemowy z sarkazmem lawirując pomiędzy teoretycznie nierealnymi dowcipami słownymi, omalże scenariuszowymi tak, by nawet najbardziej zajadły cenzor machnął ręką a najbardziej rozbawiony czytelnik, ukierunkowany na komediowy aspekt, zatrzymał się i pomyślał: halo! a to nie przypadkiem o...? 


Brawo Panie Zygmuncie, dawno nie czytałam czegoś co niesie, angażuje, bawi i zastanawia. A to wszystko w estetycznej, przepysznej, słodko-kwaśnej mieszance, od której bynajmniej nie mdli.


Ps. A co do zakończenia... Ale jak to Panie Miłoszewski?! Naprawdę?


Wydawnictwo: W.A.B., 2017

O potędze nieprawdy

"Czasami kłamię" Alice Feeney 6,5/10


Bardzo mi namieszała w głowie ta książka. Niezwykle poetyckie, poruszające opisy uczuć, odczuć i emocji poprzecinały dialogi, którym wiele brakuje do poziomu warstw opisowych. Nieco miałkie, zbyt czasami nijakie, jakby autorzy wypowiedzi gubili wraz z rozmową piękny literacki język. Zaś gmatwanina tego kto jest kim, dlaczego i co nim/nią kieruje jest świetna. Przyznaję, że zaskakiwały mnie niektóre lunaparkowe wręcz wiraże osobowości. Niemniej całość pozostawia wrażenie przeczytania kolejnej powieści z serii "Dziewczyna z pociągu". Czyli czyta się przyjemnie, nawet z zainteresowaniem ale chyba nie pozostanie na długo w pamięci. A po szumnych recenzjach spodziewałam się więcej. Ciut więcej.

Ps. Niewątpliwie z przepięknie napisanych i przetłumaczonych (!!!) cytatów uzbierałaby się sporych rozmiarów broszurka. Więc choćby dlatego warto sięgnąć.

Wydawnictwo: W.A.B., 2017
Tytuł oryginału: Sometimes I Lie
Tłumaczenie: Agnieszka Walulik
Liczba stron: 400

O żywotach nierdzewnych

"Rdza" Jakub Małecki 10/10


O jakże piękna książka trafiła w moje ręce. Jak dyskretnie można podążać śladami dwóch żywotów oplecionych prostotą, tragedią, jasnością i mrokiem życia, dramatycznych wydarzeń czy niezwykłych zwrotów akcji. Przepiękna polszczyzna z ulubionymi przeze mnie powtórzeniami, podkreśleniami i brutalnością komentarzy budowanych tylko naszymi przekleństwami. Jak to się dzieje, że potrzeba nam Kuby Małeckiego, żebyśmy dostrzegli, jakie to najzwyklejsze ze zwykłych życie może być proste. I jakie jednocześnie niezwykle skomplikowane. 


Łapanie się na wykrzykiwaniu zaskoczenia, na wstrzymywaniu oddechu, na kibicowaniu w prostych prowincjonalnych decyzjach i wyborach to dla mnie oznaka literatury, którą powinnam była przeczytać. Po "Rdzy" nie jest się już takim samym. Teraz nadrobię "Dygot" i "Szepty". Potem będę czekała na kolejny zachwyt. Warto czekać, jestem przekonana.

Wydawnictwo: Sine Qua Non, 2017 
Liczba stron: 288