"Pierwsze słowo" Marta Kisiel 7/10
Człowiek to ciało, krew i kości, mózg i oczy, zmysły i realne stąpanie po ziemi. Nauka dokładnie zbadała każdą z tych rzeczy, każdą namacalność, każde realne ziarenko naszych ciał. Ale człowiek to też dusza, duch, nierealny świat wyobraźni. Można szukać nazw i określeń na nieistnienie, odczuwanie, ukrywanie gdzieś poza dotykiem pewnych niemożliwych do zbadania tworów naszego umysłu. I tutaj wkraczają pisarze, którym talent pozwala na dobór słów dla innych nieosiągalny. Tutaj zaczyna się świat magii, czarów, zaświatów, wiary i zwątpienia, żałoby i miłości, świat nienazwanego - świat Marty Kisiel.
Autorkę poznałam wcześniej w kilku odległych od siebie powieściach - bo i w bajkowej, przesłodkiej opowieści "Małe Licho i tajemnica Niebożątek" i w zupełnie poważnej, dorosłej, meandrującej między realiami i wyobraźnią "Toni". Tak czy owak, sięgając po najnowszy zbiór opowiadań przygotowana byłam na bystry, przesympatyczny humor, na ciepło ludzkich i tych bardziej zesłanych na nas uczuć, na sporą dawkę krążenia po zaułkach fantastyki. Nie byłam natomiast przygotowana na coś jeszcze - na niezwykłą różnorodność.
W zbiorze opowiadań "Pierwsze słowo" Marta Kisiel zaproponowała nam przegląd dokonywanych latami eksperymentów i prób literackich, oscylujących wokół szeroko pojętego nurtu fantasy. Pokazała siebie i z tej najbardziej popularnej, najlepiej poznanej strony autorki lekkich, ale bardzo inteligentnych powieści z gatunku fantastyki, jak i z innej, niezwykle poetyckiej ale i mrocznej strony związanej z grozą, horrorem, sięganiem po styl retro dla opisania śmierci, odchodzenia, niezgody, przyciągania nie zawsze przychylnego nam przeznaczenia.
Przez poznane tereny zamieszkałe przez nieco już większe Licho z opowiadania "Dożywocie", czy pokrewne mu stylistycznie opowiadanie "Rozmowa dyskwalifikacyjna" autorka przeprowadza nas teoretycznie znanymi fantastycznymi ścieżkami, tak naprawdę koncentrując nasza uwagę na uczuciach, zmienności życia i poczuciu niesprawiedliwości czy niespełnienia. Mamy tu bowiem niespełnioną od wieków miłość, mamy utratę znaczenia w społeczeństwie, potrzebę naginania poczucia własnej wartości dla potrzeb innych, ba, dla potrzeb tak czy owak mało za to wdzięcznego ogółu.
"Zatem naszym zadaniem jest, by owo miejsce przypadło tym, którzy zasłużyli! Którzy się wyróżniają! Którzy są o-ry-gi-nal-ni!, rozumiecie panowie? O-ry-gi-nal-ni! Ponadprzeciętni, ponadprogramowi, z obrzydzeniem omijający brudne kałuże stereotypów, schematów i przesądów!" (str.14)
Świadectwo naszych czasów. Jakże to smutne...
Z towarzystwa miłych i mniej miłych duchów, zjaw i topielców autorka rezygnuje w opowiadaniach, które rozszarpującą serce prozą snującą opowieści o naszych ludzkich słabościach. O niedostosowaniu nadwrażliwych jednostek, o reakcjach na zło, które wyzwala reakcje pełne omylności, jak w "Mieście motyli i mgły", czy też o nieumiejętności godzenia się z losem, który jest dla nas nieakceptowalny jak w "Katabasis". Poczucie samotności i obojętność na nie, urasta u Marty Kisiel do granic absurdu, do granic, które wytworzyła nasza nieczuła, lekceważąca współczesność - jak dzieje się to w "Przeżyciu Stanisława Kozika".
"A tego biedaka nie brakuje nikomu. Niby umarł, tylko nikt na to nie zwrócił uwagi, to się snuje teraz bez celu, biedaczyna, póki jeszcze może." (str.145)
Właściwie każde z opowiadań mogłoby tutaj zostać opisane odrębnymi, chwalącymi pióro autorki oraz jej niezwykła wrażliwość na otaczający nas świat epitetami. Każde mogłabym tutaj okrasić zastanowieniem nad głębią, którą autorka zgrabnie, ale też niezwykle poetycko skrywa pod linijkami opisów, pod dialogami, które poprzez prowadzenie ich lekkim, przystępnym językiem pozwalają na złapanie oddechu przed finałowym zdaniem, które bywa, że zawiesza nas w próżni, w niezrozumieniu albo w dłuższym niż spodziewane skupieniu na wywołanych emocjach.
Imponująca różnorodność sięga nawet po znakomicie opanowany styl noir czy mocno do mnie przemawiający język retro. Opowieści
cofającą się aż ku arystokratycznemu światu rodem z mrożących krew w
żyłach opowieści Allana Edgara Poe. Wyobrażony świat mieczy,
szeleszczących halek a nawet buduarowych fatałaszków i zmieszanych z
nimi postaci czy mrocznych gości z zaświatów zadziwia niesamowitością
opisów, które przerzucają czytelnika od wybuchów śmiechu po brak tchu
powodowany współczuciem i trwogą.
"Nie boję się zmarłych ani ich gniewu. Nie mam już sił, by bać się kogokolwiek. Czegokolwiek. Moje cierpienie i żal powoli zabijają ten świat i jeśli zechcę, żaden, nawet najpotężniejszy bóg, nie zdoła go ożywić na nowo." (str.27)
W żadnym z opowiadań styl nie miota
się pomiędzy gatunkami, zawsze odpowiada ramom obranego gatunku. Niemniej gdzieś na końcu, zbiór pozostawia wrażenie chaosu, niezdecydowania czy niedopełnienia opowieści.
Powtarzam po wielokroć, że moje serce zawsze pobiegnie w kierunku dłuższych form, że opowiadania to dla mnie zbyt krótkie przebłyski, zbyt mocno zrywane opowieści. Może dlatego, czytając niektóre z opowiadań miałam poczucie niespełnienia, rozszalenia się we współdzieleniu emocji, które ktoś nagle przygasił. I o ile w niektórych historiach, zawartych w zbiorze "Pierwsze słowo", efekt gwałtownego zakończenia wywołuje poczucie fenomenalnego uderzenia obuchem w najdelikatniejsze, odsłonięte partie ciała i duszy, a nagły zwrot prowadzi do zaskoczenia, którego kontynuowanie mijałoby się z celem, o tyle w innych opowiadaniach miałam poczucie niedosytu, nieco sztucznie wywołanego zerwania opowieści, niedopowiedzenia, braku pointy która spinałoby je klamrą.
Jeśli miałabym zatem polecić komuś (z niemała przyjemnością) zbiór "Pierwsze słowo" to uczyniłabym to wraz z radą, by każde opowiadanie okrasić darowanym mu czasem. Nie czytać ich jako całości, potraktować książkę jako zbiór, po który warto sięgać z przerwami. Ja, po pierwszych kilku opowiadaniach, postanowiłam uczynić z pozostałych odrębne "mini książeczki". I śmiem stwierdzić, że rozdzielenie opowieści inną literatura, innym stylem, innym piórem, ogromnie im służy. Bo wtedy właśnie wraca się do nich z niecierpliwością i ponowną chęcią wniknięcia na chwilę (!) w świat Marty Kisiel, wyciągającej rękę w stronę różnie pojętej fantastyki i różnie pojętej czytelniczej wyobraźni. Warto w niego uciec, warto mu ulec. Partiami. Pojedynczo. Dla rozsmakowania się w odrębności i wyjątkowości każdego z opowiadań.
Wydawnictwo: Uroboros, 2018
Liczba stron: 320
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Uroboros.
Coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńZatem miłej lektury :) Pozdrawiam.
UsuńOd premiery poluję na tę książkę! Uwielbiam opowiadania:) a okładka cudowna
OdpowiedzUsuńO tak, zdecydowanie, jedna z najładniejszych okładek jakie ostatnio wpadły w moje ręce. Pozdrawiam i życzę udanego polowania ;) Warto :)
UsuńJeszcze nie znam twórczości tej autorki. 😊
OdpowiedzUsuńJa też poznałam bardzo niedawno. Fantastyka jest gatunkiem, po który niechętnie sięgam ale proza Marty Kisiel złamała te opory. Toż to czary jakieś ;) Polecam i pozdrawiam ciepło.
UsuńPo Twojej recenzji wiem, że muszę ją mieć i przeczytać! Okładka obłędna... 😉
OdpowiedzUsuńWarto. To są wyśmienite chwile oderwania od rzeczywistości, choć wbrew pozorom na tej rzeczywistości, często brutalnej i niesprawiedliwej, budowane. Miłej lektury, pozdrawiam :)
UsuńDuchowość człowieka ewoluuje niezależnie od dojrzewania fizycznego. Bagaż moich doświadczeń i przemyśleń zmienia moje wnętrze fantastycznie i realnie. Historię życia w zasadzie można porównać do zbioru opowiadań, choć rzadko je czytuję. Tym razem chętnie poznam "Pierwsze słowo" i inne opowiadania tej autorki. Dziękuję za ciekawą propozycję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam w recenzji, najlepszym sposobem na wchłonięcie bardzo różnorodnych treści i ich przekazu, jest podzielenie książeczki na odcinki. Pozwolenie, by każde z opowiadań odegrało swoją własną rolę. Mam wrażenie, że nie jest to zbiór, w którym płynnie jedna opowieść przechodzi w drugą, a szkoda... Ale dla chcącego czytelnika...wiadomo ;) Pozdrawiam ciepło.
UsuńOkładka jest fenomenalna!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na najnowszą recenzję - https://hiddenxguns.blogspot.com/2018/10/nie-przestajesz-kogos-kochac-tylko.html oraz do obserwacji. :)
To fakt. Wyjątkowo ładna oprawa graficzna :) Dziękuję za zaproszenie, pozdrawiam.
UsuńMarta Kisiel to jedna z tych autorek za której książki zabieram się, zabieram i zabrać nie potrafię. Myślę że gdy już zacznę przygodę z tą autorką, to raczej będzie miało to miejsce przy okazji ,,Dożywocia" albo ,,Toni". Chociaż nie wykluczam tego, że prędzej czy później sięgnę także po ,,Pierwsze Słowo" (no dobra to dlatego że okładka jest genialna) wydaje mi się, że jest to autorka godna uwagi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko xo
miedzyplanetarne.blogspot.com
Dla mnie też "Toń" była pierwszym spotkaniem z Martą Kisiel. I był to chyba dobry wybór, bo później już nie zawahałam się gdy miałam szansę sięgnąć po inny tytuł. "Pierwsze słowo" ma swój urok, bawi różnorodnością, śmieszy ale i zastanawiam, polecam na wolne chwile. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńKsiążki Marty Kisiel mam dopiero w planach, żałuję, że wcześniej ich nie poznałam ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nigdy nie jest za późno, by rozpocząć znajomość z nowym autorem ;) Miłej lektury, pozdrawiam.
UsuńO Pani Marcie uszyłam dopiero na Krakowskich Targach Książki. Trochę zlekceważyłam ją, jako autorkę. Teraz dopiero widzę wszędzie pozytywne komentarze, ochy i achy. Żałuję, że do tej pory nic jej jeszcze nie czytałam :)
OdpowiedzUsuńMoja znajomość z prozą Pani Marty także jest krótka ale bardzo intensywna. To książki dające uśmiech i taką dozę fantastyki, która mnie bawi a nie męczy. Nie jestem fanka fantasy ale po M.Kisiel sięgam bez zastanowienia. Polecam i ciepło pozdrawiam :)
Usuń