"Szwy" Wacław Holewiński 6/10
Bardzo trudno osobie dojrzałej, także politycznie, odciąć się od
własnych poglądów, od doświadczeń zbieranych latami, od tub
propagandowych głoszących swoje prawdy z każdej ze stron. Odciąć się po
to, by obiektywnie, jak na recenzję literacką przystało, ocenić książkę
nie po autorze, nie po jego poglądach lecz po słowach, zdaniach,
paragrafach w niej zawartych. I dlatego jest to jedna z trudniejszych
recenzji, jakie przyszło mi pisać.
Wacław Holewiński to osoba, którą oprócz określenia "pisarz" czy "autor" wiąże z przeczytaną przeze mnie książką także to, że on sam był i nadal jest uczestnikiem swojej narracji, świadkiem owych czasów. Można po wielokroć powtarzać za autorem, że "to tylko powieść", mając na myśli zarówno tę pisaną przez Holewińskiego jak i tworzoną przez jego bohatera - Maksymiliana, ale i tak nie uda nam się uciec od oczywistego łączenia obu postaci w jedno. Czy to jako autobiograficzna powieść czy tylko jako powieść mająca stanowić podobieństwo takowej, książka przekazuje określony światopogląd powodując, że nie da się do niej nie podejść emocjonalnie, nie sposób czasem skrzywić się na wspomniane nazwisko czy opisany fragment historii, nie sposób nie wchodzić z autorem (i bohaterem) w spory i dyskusje polityczne.
Wszystko powyższe mogłoby odrzucać nas od lektury, gdyby nie fakt, że ta powieść, przesączona polityką, żalem, niezagojonymi ranami, pretensją o niepozamykane i zamiecione pod dywan sprawy czasu PRL-u, została podana w sposób łagodny i bardzo ludzki.
56-letni pisarz-bohater, podobnie jak pisarz-autor bezpośrednio zaangażowany w opozycyjną działalność czasów komuny , wiedzie bowiem na początku opowieści żywot człowieka poczciwego (że pozwolę sobie zapożyczyć klasyka). Kocha znacznie młodszą lecz mądrą i bardzo zorganizowaną kobietę, pisze książki oparte na bolesnej historii naszego narodu, mieszka, bywa, spotyka znajomych, wydawców itp. Opisany następnie wyrywek jego życia, mimo, że dość spokojnie i płynnie podany, zburzy porządek dotychczasowego bytu. Udział w pogrzebie pewnego oficera, mający stanowić jedynie kpinę z nieprawości poczynań władz, okaże się być początkiem lawiny drobnych wypadków, które położą się cieniem na dotychczasowej stabilizacji. Wypadków, które zmienią codzienność w zaskoczenie i niedowierzanie, podkopią pewność zdawałoby się sprawdzonego związku, każą przyjrzeć się po wielokroć starym znajomych, obudzą wspomnienia, otworzą rany, dodadzą do i tak trudnej wiedzy kolejne - trudniejsze wątki.
"Jak ktoś zacznie gadać, szwy się rozchodzą, wychodzi mięcho. Dosyć krwawe." Owe szwy szpecące teraźniejszość źle zszytymi, potraktowanymi po macoszemu zbrodniami poprzedniego systemu, są bowiem według autora prawdziwą twarzą Polski roku 2013go. To one powodują, że szukanie zabójców młodego chłopaka, od 1985 roku po dziś dzień niepoznanych, niesprawdzonych i nieukaranych sprawiedliwymi wyrokami, otwiera nadal jątrzące się rany, budzi taki sam strach, przywraca taką samą twarz groźbie i zastraszaniu.
Są fragmenty, które zaciskają pięści, są też fragmenty, które nieco marszczą czoło. Nie lubię stereotypów a bohater nie umie uspokoić pamięci i sumienia na tyle, by nie szufladkować wszystkich, którzy choćby otarli się o poprzedni system. Zgorzknienie na tyle mocno rządzi umysłem, przekonaniami, światopoglądem Maksa, że nawet miłość nie jest wystarczająco ważnym argumentem by je pokonać. Fragmenty pisane jako wyrywki z prowadzonego przez bohatera (?) dziennika są mocniej osadzone we wciąż rozszalałej z bólu pamięci niż w faktach podanych w formie literackiej.
"Szwy" czyta się dobrze. Choć całość literacko nie odbiega od stanów, powiedzmy, średnich, autor pisze bardzo sprawnym, czystym językiem. Jest tu miejsce na rozliczenia, na wspomnienia, na czułość i żal, na gniew i pozorny spokój duszy. Należy jednak pamiętać, siadając z tą książką w fotelu, że autor ani nie chce ani nie potrafi oderwać się od osobistych ocen, od oskarżeń, na które nie widzi wystarczająco dobrych słów obrony. Może to dobrze, że pisze właśnie tak. Takim osobom jak ja, które były wtedy pacholętami spieszącymi do szkoły i dbającymi o porządnie zawiązane kokardy, należy czasem przypominać, że starsi od nas mogą być owym czasem moralnie zmienieni, ukierunkowani. Czy ten kierunek mi osobiście odpowiada czy nie, to już nie ma w obiektywnej ocenie znaczenia. Sposób jego podania, zmieszania z, niewielką wprawdzie ale jednak, formą obyczajową, daje książkę całkiem dobrą. Polityczną, mocno zaangażowaną, opartą na własnych doświadczeniach i niełatwą moralnie ale nadal czytającą się płynnie i pozostawiającą czytelnika z głową pełną niedopowiedzeń. Ta książka jest typem lektury delikatnej, budzącej skrajne odczucia. Dla mnie to nie był czas stracony.
Wacław Holewiński to osoba, którą oprócz określenia "pisarz" czy "autor" wiąże z przeczytaną przeze mnie książką także to, że on sam był i nadal jest uczestnikiem swojej narracji, świadkiem owych czasów. Można po wielokroć powtarzać za autorem, że "to tylko powieść", mając na myśli zarówno tę pisaną przez Holewińskiego jak i tworzoną przez jego bohatera - Maksymiliana, ale i tak nie uda nam się uciec od oczywistego łączenia obu postaci w jedno. Czy to jako autobiograficzna powieść czy tylko jako powieść mająca stanowić podobieństwo takowej, książka przekazuje określony światopogląd powodując, że nie da się do niej nie podejść emocjonalnie, nie sposób czasem skrzywić się na wspomniane nazwisko czy opisany fragment historii, nie sposób nie wchodzić z autorem (i bohaterem) w spory i dyskusje polityczne.
Wszystko powyższe mogłoby odrzucać nas od lektury, gdyby nie fakt, że ta powieść, przesączona polityką, żalem, niezagojonymi ranami, pretensją o niepozamykane i zamiecione pod dywan sprawy czasu PRL-u, została podana w sposób łagodny i bardzo ludzki.
56-letni pisarz-bohater, podobnie jak pisarz-autor bezpośrednio zaangażowany w opozycyjną działalność czasów komuny , wiedzie bowiem na początku opowieści żywot człowieka poczciwego (że pozwolę sobie zapożyczyć klasyka). Kocha znacznie młodszą lecz mądrą i bardzo zorganizowaną kobietę, pisze książki oparte na bolesnej historii naszego narodu, mieszka, bywa, spotyka znajomych, wydawców itp. Opisany następnie wyrywek jego życia, mimo, że dość spokojnie i płynnie podany, zburzy porządek dotychczasowego bytu. Udział w pogrzebie pewnego oficera, mający stanowić jedynie kpinę z nieprawości poczynań władz, okaże się być początkiem lawiny drobnych wypadków, które położą się cieniem na dotychczasowej stabilizacji. Wypadków, które zmienią codzienność w zaskoczenie i niedowierzanie, podkopią pewność zdawałoby się sprawdzonego związku, każą przyjrzeć się po wielokroć starym znajomych, obudzą wspomnienia, otworzą rany, dodadzą do i tak trudnej wiedzy kolejne - trudniejsze wątki.
"Jak ktoś zacznie gadać, szwy się rozchodzą, wychodzi mięcho. Dosyć krwawe." Owe szwy szpecące teraźniejszość źle zszytymi, potraktowanymi po macoszemu zbrodniami poprzedniego systemu, są bowiem według autora prawdziwą twarzą Polski roku 2013go. To one powodują, że szukanie zabójców młodego chłopaka, od 1985 roku po dziś dzień niepoznanych, niesprawdzonych i nieukaranych sprawiedliwymi wyrokami, otwiera nadal jątrzące się rany, budzi taki sam strach, przywraca taką samą twarz groźbie i zastraszaniu.
Są fragmenty, które zaciskają pięści, są też fragmenty, które nieco marszczą czoło. Nie lubię stereotypów a bohater nie umie uspokoić pamięci i sumienia na tyle, by nie szufladkować wszystkich, którzy choćby otarli się o poprzedni system. Zgorzknienie na tyle mocno rządzi umysłem, przekonaniami, światopoglądem Maksa, że nawet miłość nie jest wystarczająco ważnym argumentem by je pokonać. Fragmenty pisane jako wyrywki z prowadzonego przez bohatera (?) dziennika są mocniej osadzone we wciąż rozszalałej z bólu pamięci niż w faktach podanych w formie literackiej.
"Szwy" czyta się dobrze. Choć całość literacko nie odbiega od stanów, powiedzmy, średnich, autor pisze bardzo sprawnym, czystym językiem. Jest tu miejsce na rozliczenia, na wspomnienia, na czułość i żal, na gniew i pozorny spokój duszy. Należy jednak pamiętać, siadając z tą książką w fotelu, że autor ani nie chce ani nie potrafi oderwać się od osobistych ocen, od oskarżeń, na które nie widzi wystarczająco dobrych słów obrony. Może to dobrze, że pisze właśnie tak. Takim osobom jak ja, które były wtedy pacholętami spieszącymi do szkoły i dbającymi o porządnie zawiązane kokardy, należy czasem przypominać, że starsi od nas mogą być owym czasem moralnie zmienieni, ukierunkowani. Czy ten kierunek mi osobiście odpowiada czy nie, to już nie ma w obiektywnej ocenie znaczenia. Sposób jego podania, zmieszania z, niewielką wprawdzie ale jednak, formą obyczajową, daje książkę całkiem dobrą. Polityczną, mocno zaangażowaną, opartą na własnych doświadczeniach i niełatwą moralnie ale nadal czytającą się płynnie i pozostawiającą czytelnika z głową pełną niedopowiedzeń. Ta książka jest typem lektury delikatnej, budzącej skrajne odczucia. Dla mnie to nie był czas stracony.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2013
Liczba stron: 356
Liczba stron: 356
Ciekawa propozycja, ale chyba nie w moim czytelniczym guście :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapewne i ja nie wybrałam tej pozycji gdyby nie przypadek. Ale owszem, uważam, że zupełnym przypadkiem przeczytałam niezłą pozycję :) Pozdrawiam
UsuńKsiążka na bardzo ważny temat - fajnie. Niestety nie jest to lektura dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa również nie jestem fanka tak pisanych opowieści-sprawozdań-rozliczeń.... Ale, ze trafiła w moje ręce przeczytałam. I powiem, że nie żałuję choć czy sama wybrałabym ją z półki? Chyba nie :) Pozdrawiam
UsuńRecenzja wspaniała. Nie sięgam po takie książki, jakoś mnie nie ciągnie do takich tematów. Ale może kiedyś, kto wie...
OdpowiedzUsuńDziękuję :) ja również często nie sięgam po politykę bo nie umiem się zdystansować ;) Ale raz na jakiś czas się zdarza. Zapewne i Tobie się kiedyś zdarzy, oby coś wartościowego :) Pozdrawiam
UsuńChoć lubię poznawać historię widzianą oczami różnych ludzi, ale w tej książce obawiam się, że będzie zbyt dużo politycznych traktowań! A to mogłoby mi się nie spodobać. Pomyślę jeszcze nad nią.
OdpowiedzUsuńW tej książce JEST dużo politycznych traktowań :) Nie za dużo w takiej kategorii (bo celem autora z pewnością była powieść historyczno-polityczna) ale za dużo dla czytania jej z lekkim sercem dla rozrywki. I tu masz rację, mnie też uwierało czasem upieranie się przy pewnych poglądach. Dlatego było mi tak trudno ją ocenić...jak najmniej subiektywnie. Pozdrawiam
UsuńTrudny kawałek literatury.
OdpowiedzUsuńOwszem. I o ile często taka tematyka bywa podana mało przystępnie tak Pana Holewińskiego dobrze się czyta. Niemniej... :) Pozdrawiam
UsuńZdecydowanie nie jest to lektura jakiej teraz szukam.
OdpowiedzUsuńAni ja. Czyta się szybko ale niełatwo. Odpoczywam właśnie przy czymś lżejszym, przyjemniejszym i nawet śmiem twierdzić, że lepszej jakości literackiej. Recenzja wkrótce:) Pozdrawiam
Usuń