Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

środa, 5 września 2018

O tym, co pozostaje...

"Ślady" Jakub Małecki 10/10

 

Ktoś niedawno orzekł, że wszystkie książki Jakuba Małeckiego są do siebie podobne. Ależ nic bardziej mylnego. Owej mylności dajmy przykład "Śladami" i ich formą - wszak "Ślady" to zbiór opowiadań, nie powieść. Na pozór wydające się formą łatwiejszą, bo krótszą, opowiadania zmuszają autora, tak bardzo przecież emocjonalnego, do zaprezentowania niełatwej sztuki kompresowania uczuć. O ile treść, opowieść samą w sobie, można skrócić do jednego wydarzenia lub, jak na przykład w pierwszym opowiadaniu, do zawarcia w kilku zdaniach nader krótkiego żywota, o tyle podzielenie się całym nawałem kłębiących się w głowie myśli, nazwanie każdej wzbudzonej w bohaterach emocji, przy jednoczesnej niemożności uczynienia tego w sposób pełen detali, przymiotników, barw, rozkładający skrzydła poprzez rozdziały, jak dzieje się to w powieściach pana Małeckiego, zmusza autora do wykazania się niezwykłą siłą woli i talentem. Bo o ile kroki i oddechy łatwo zamknąć w kilku zdaniach, o tyle powody marszu i westchnień już nie, o ile o małżeństwie można opowiedzieć datami i miejscami, o tyle o miłości, ze wszystkimi jej blaskami i cieniami, zupełnie nie. jak się okazuje, celowość takiego fragmentarycznego pisania ma cel, wyraża pogląd jednej z bohaterek, która przecież nie jest nikim innym, jak jednym z wyrazicieli myśli i uczuć autora.
"Życie z powieścią nie ma nic wspólnego(...). Ono się nie układa w jedną całość(...). Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne. Uwierz mi, mojego czy Twojego życia nikomu by się nie chciało czytać." (str.48)

Co do wspomnianej treści, faktem jest, że Jakub Małecki pozostaje wielbicielem małych społeczności i głosicielem ich wyjątkowości, ale czy należy czynić z tego zarzut? Przecież te miasteczka i wioski, te rodziny rozbrajające prostotą, to jedynie alegoria życia wielkiego, rozbuchanego i sączącego w nas tętniącą krew metropolii. Chociaż i stolica pojawi się tutaj, w powojennej ruinie ale i ludzkiej nadziei, przychylna powrotowi powolnemu, choć nie pozbawionemu bólu niezapominania.
"Tyczkowaty podrostek pojawia się znikąd, jak zwykle, i szczerzy zęby, wesoły, jakby trup Warszawy nie leżał mu pod nogami." (str.41)
Warszawa szczęśliwej rodziny, pięknego modelingu i sławy, Warszawa tragedii i żałoby. Tak samo pulsująca i bolesna jak maleńka wioska sprzed trzech opowiadań, tak samo pełna emocji, tak samo poplątana we wspomnieniach, które i do Kwilna czy Kiełpina powracają. I Poznań też jest i Szczyrk, wszystko czego Jakub Małecki nie dostarczał w powieściach o małych punkcikach na polskiej ziemi, a co jednocześnie zawsze gdzieś było, za plecami, wystarczyło przecież jedynie zwiększyć skalę. Podróży, pracy. Życia nie, ono zawsze jest życiem. Po prostu.

Owe miasta, mieściny, wioski, zwłaszcza wioski, to tylko wskazówka, że w najmniejszej z opisanych postaci, w najmniejszej chacie, mieszkanku, wyobrażeniu i przeżyciu, jest to samo, co chcemy nazywać wielkimi literami tylko dlatego, że żyjemy z dala od tej ciszy, tego spokoju... Ale to dzięki spokojowi i jego kojącym właściwościom, tak dokładnie dostrzegamy ból, tak mocno łączymy się w cierpieniu, współczuciu i krótkich radościach bohaterów.
Tak, jest tu młody chłopak, którego życie można by w biografiach długo opisywać albo zwyczajnie napisać :"trzy zdjęcia przez całe życie", i zawrzeć w tych pięciu słowach marszczącą czoło zmarszczkę ubolewania.
I owszem, jest jak zwykle ktoś kogo wieś będzie zwała szalonym, ale też w owym szaleństwie będzie utrzymywała na nogach. W opowieściach że niby... i podobno... przywoła najpierw chęć zabicia, wypalenia diabła z krzywego ciała, potem zaś zamknie się w niezrozumieniu i lęku przed ową okraszonej fletnią muzyką derwiszowej dziwności. A on, ten szalony, jak to u Małeckiego, będzie więcej widział, więcej czuł, proroctwa snuł i miłość, choć odganianą, w sianie i nędzy znajdzie.
I wojna jest, zła i straszna, o której można strategiami, liczba ciał i pogromów opowiadać albo oddać jej koszmar zdziwieniem, przestrachem niemal.
"Mężczyźni upuszczali broń, osuwali się na kolana i rozciągali na ziemi, zastygając zaraz w bezruchu, jakby to była taka zabawa, jakby się zaraz mieli podnieść i zapytać, kto wygrał." (str.17)
O, i Święta Eugenia jest, co zwierzaki grzebie. W ogródku grzebie, bo tam imię mają, miejsce i nie można ich przecież nie znieść z toru czy drogi. I grzebiąc powiada, ze "życie to jest jednak głupi żart".
A Tymoteusz, w jednym z opowiadań jako dziecko żegnający ojca, na zawsze pogrzebanego w strzępach samolotu z Lasu Kabackiego, w jednym z ostatnich złością będzie szastał na wspomnienia tych jego rodzinnych śmierci nienormalnych, dalekich od schematów, w gazetach opisanych
I tak można wypowiadać kolejne imiona, albo przezwiska, albo nazwy niezwykłe, nadane na chwilę. Opowieść po opowieści, krok po kroku, ślad po śladzie. I ze smokami, które raz są i niebo zasłaniają, raz ich nie ma i dziadek tak bardzo przeprasza, ze pokazać nie może, a obiecał. 

Na szczęście dla nas autor, przyzwyczaiwszy nas do wolno wijących się rzek i strumieni powieści, nadaje swoim opowiadaniom spójność, jedno wypływa z drugiego, człowiek zdaniem zaledwie wspomniany w pierwszym, staje się esencją kolejnego. Autor nie pozwala otrząsnąć się po opowiadaniu, by uciec w świat kompletnie odrębnej, następnej opowieści. Nawet jeśli dzielą je bohaterowie, nawet jeśli dzieli je czas, narrator i akcja, czy też jej brak, pozostajemy przez cały zbiór w tej samej smutnej, molowej tonacji. Te same widma krążą nad miejscami, które dodatkowo autor wizualizuje nam zamieszczonymi na wstępie każdej opowieści mapami, te same cierpienia spadają na głowy mieszkańców Szczyrku, Warszawy czy Kwilna, ten sam ból, w przeróżnych odsłonach, autor składa nam w darze. Jeśli daje Anioła, to ten do śmierci za rękę prowadzi, nawet jeśli Świętego, to skąpanego w upokorzeniach i nienawiści, choć nawet po śmierci, z niosącym się po cmentarzu śmiechem, spełnia on swoje proroctwa nie-proroctwa. Bo kimże jest ów On czy Ona, która nas ścieżkami, po śladach wiedzie ku ostateczności? Anioł, Bóg, Śmierć? Wszystko razem? Lub zupełne nic?
"(...)wyobraża sobie mnie, jak przechadzam się po tym kościele między nimi wszystkimi, jak pochylam się, patrzę. Wyobraża sobie, że jest mnie bardzo wielu. Wyobraża sobie, ze jestem cierpliwy, że jestem jedną wielką cierpliwością, wyobraża sobie, jak ich wszystkich przeczekuję. Jak przeczekuję porażki, dramaty, nudę, sukcesy, rozterki i triumfy, przeczekuję kariery, awanse, rekordy, śluby, rozwody, kochanków i kochanki. Patrzę jak marszczą się twarze, jak obwisa skóra, jak oczy uciekają w głąb czaszki. Czekam na plamy wątrobowe, na zwyrodnienia, na nowotwory, na pęknięcia żył w głowie. (...) i przez chwilę naprawdę rozumie, że nieważne ile będzie miał jeszcze kobiet, ile pieniędzy zarobi, ile krajów odwiedzi, ile przeczyta książek i ilu followersów zdobędzie na Instagramie, bo i tak zostanie po nim zaledwie kilka bladych śladów." (str.266-267)

A może faktycznie tak to już jest z Jakubem Małeckim, że on siada przy kominku i człowiek po człowieku, życie po żywocie, tragedia po tragedii, snuje opowieści. Może gdzieś, w realnym świecie są ich początki, a może same siebie tworzą liściem, gestem, łanem zbóż, zakrętem miejskiej ulicy. I może faktycznie On cały czas jedną książkę pisze. Ale jeśli nadal będę zadziwiona, nadal wzruszona, nadal będę chciała więcej, to ja proszę, niech pisze to swoje wielkie opowiadanie, wielką powieść może,  z kawałków i odłamków. Żebym znów mogła powiedzieć: jakie to niezwykłe, magiczne... a to wszystko przecież jest, jak ja, jak moje życie, jak mój smutek i jak moja pajęczyna snuta dzień po dniu. To wszystko jest.

Wydawnictwo: Sine Qua Non, 2016
Liczba stron: 304

10 komentarzy:

  1. Pięknie opisałaś tę książkę. Koniecznie muszę ją przeczytać. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem kompletnie nieobiektywna w ocenie książek Jakuba Małeckiego. Ale coś musi to powodować, prawda? :) Są według mnie niewiarygodnie piękne i prawdziwe. Polecam całym sercem. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Kiedy rodzi się człowiek, otwiera się księga z białymi kartami. W niej spisuje swoje dzieje czasem pod dyktando innych osób. Kolejne rozdziały są mniej lub bardziej ciekawe, ale wszystkie jednakowo ważne. Koniec tych opowieści jest taki sam dla wszystkich. Bardzo rzadko czytuję opowiadania, ale tą piękną recenzją przekonałaś mnie do lektury "Śladów" Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są różne zdania na temat tej klasyfikacji tej książki. Niektórzy twierdzą, że jest to jedynie jeszcze jedna forma powieściowa proponowana przez J.Małeckiego, a kolejne opowiadania to rozdziały. Moim zdaniem to jednak opowiadania, których bohaterowie stanowili zaledwie maleńki ślad w którymś z poprzednich. Prawda jakie to niezwykłe? I jak bardzo przypomina nam o ważnej prawdzie: każdy z nas ma swoja historię do opowiedzenia. Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  3. Świetna recenzja niezwykłej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Mam nadzieję, ze nowa równie mocno zachwyci :)

      Usuń
  4. Nie miałam wcześniej do czynienia z tym autorem, a chętnie to zmienię! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam z całego serca. Jakub Małecki ma w sobie tyle magii, że każda nowo wydana papierowa wersja jego myśli, staje się dla mnie wielkim świętem :) Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  5. O tym autorze jest ostatnio głośno, cieszę się, że książka Ci się spodobała. Ja zamierzam zabrać się za ,,Dygot", ale jakoś do tej pory mi się to nie udało. Chyba czas to jak najszybciej zmienić :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O autorze jest głośniej niż było, fakt. Ja już rok temu jechałam na październikowe Targi Książki w Krakowie z nadzieją na spotkanie i autograf. Ale zdecydowanie to właśnie po tych targach zrobiło się (nareszcie!) wystarczająco głośno medialnie. Tak subtelnie poradzę jednak przeczytać "Dygot" bez zwłoki, myślę, że i dla Ciebie będzie to niezapomniana lektura :) Pozdrawiam ciepło.

      Usuń