Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

piątek, 7 grudnia 2018

O niedostrzeganiu.

"Kijanki i kretowiska" Aleksandra Zielińska  9/10

Opowiadania jak krągłe, cięte w kliny ciasto. Bardzo pospolite ciasto, z tych niedekorowanych, niedosładzanych, nie zmuszanych do wzrostu polepszaczami. Każdy kawałek inny. Zdaje się, że zapach taki sam, no, może podobny. Ale smak... Próbujesz jednego - dziwny, nawet niesmaczny, wreszcie, pod koniec, gdy już mija ciekawość, zdaje się być wręcz odrzucający. Ale gdy odchodzisz od stołu, działa jak narkotyk. Nie można o nim nie myśleć, cały czas budzi dziwne skojarzenia, i pozostawia ten niedający się określić smak - niby zwyczajny jak chleb powszedni ale inny, zaskakujący. Wracasz więc do stołu i sięgasz po następną porcję. I po następną. Aż do momentu, gdy za "Kijankami i kretowiskami" zamyka się okładka. I wiecie... ten smak mam nadal gdzieś pod powierzchnią, w wyobraźni. Nie do odsunięcia.

Recenzje opowiadań są dla mnie najtrudniejsze. Niby stanowią całość, wyszły spod tego samego pióra. Niby - jak w przypadku Aleksandry Zielińskiej - styl i język jest niezmiennie prosty, surowy i bezlitosny w opisach, pozbawionych prób ubarwienia, historii. Ale to jednak odrębne dzieła. Odrębne opowieści, historie, tragedie. Osobne życie bohaterów, osobne cierpienie, zdumienie, niedowierzanie. Wszystkie razem i każde z osobna są zadziwiające, straszne, odbierające w końcowych linijkach dech.

To nie są opowieści zrodzone z fantazji, to nawet nie są próby deformowania rzeczywistości. Czasem zdarzy się autorce uskok w stronę baśni po to, by Bullerbyn było wioską z realnymi problemami, a Kay i Gerda staczali wojny o codzienność. W sprowadzaniu na ziemię Pani Aleksandra jest bezlitosną mistrzynią.
"Tak to wygląda w naszej małej wiosce, w tej kropce na mapie, która zostaje po muszych nogach i tak trudno ją wypatrzeć. Wszędzie i nigdzie. Bullerbyn." (176)
To opowieści o życiu tak zwykłym, że nie ma zwyklejszego. I o tym, że bywa, iż to życie kończy się nie tyle nagle, nie tyle też tragicznie, co przypadkiem. Czasem przez pomyłkę, częściej niechcący. Zbiegiem okoliczności, niedopatrzeniem, myślą i zaniedbaniem. Albo niewinnością, rakiem, depresją, bólem niemożliwym do zniesienia. Tak jak potykamy się o kamień, tak jak wpadamy w dołek w drodze, tak też umieramy. Albo zabijamy. Tak wyszło. Przez pomyłkę, niechcący. A po drodze w owym życiu zdarza się szare. Albo i czarne. Ktoś molestuje, dręczy, zniewala. Ktoś komuś w fanatycznym uniesieniu podkłada pod życie ogień. Ktoś kogoś wysyła do spalonego domu, na spotkanie z brodą zamieszkałą przez owady, nawet ptaki. Tylko, że tutaj samo się to dzieje, nikt nie chce, nie zamierza i nawet w myślach nie obraca. A pozostali tkwią w swoich rytmach, tuż obok, i nic. 
"(...)ludzie są doskonali w przeoczaniu, jeśli tylko chcą." (str.136)

Postacie z "Kijanek i kretowisk" same są jakby niewyrosłe z ziemi. Jakby nieprawdziwe w swojej zwyczajności, która pod wierzchnim naskórkiem, kryje pokłady skóry nie do opisania. Albo zbyt delikatnej, pergaminowej, nieodpornej na świat, myśli, innych ludzi, albo grubej, poranionej, naznaczonej bliznami, z sączącym się z nich bólem i zarazą. Czytając po wierzchu uśmiechniemy się do przedziwnych zabaw, zmian, wyjazdów, kłótni i nieporozumień, do spokojnego, nudnego wręcz życia w polach, nad stawami pełnymi kijanek i rzekami z pluszczącymi japońcami, w blokach szarego miasta, w szpitalu - i naszym i szwajcarskim. Podzielimy się z bohaterami chlebem powszednim, codziennym zmęczeniem, pamięcią o porażkach, nie przestając pielęgnować zrozumienia i spokoju drobnych radości. A potem przyjdzie Aleksandra Zielińska i nam ten uśmiech z twarzy zetrze. Jednym ruchem, jednym słowem, zdaniem, opisem. I zostaniemy tak w pół kroku, w pół linijki. I nic już nie będzie takie samo. 

W opowiadaniach pojawiają się rzeczy spoza codziennego spostrzegania. Ale nie mamy odczucia, że ktoś wykreował dla nas inny świat. Jeśli dziewczynka boi się guzików, to tak po prostu ma. Inni boja się dziwniejszych rzeczy. 
"Nie boisz się prawie niczego poza jedną rzeczą, ale nie rozróżniasz, czy chodzi o strach, czy bardziej o samo obrzydzenie, niepokój, i tę suchą torsję, jaka rośnie ci u podstawy żołądka na widok guzików." (str.6)
Jeśli są dzieci ze swoja niewinnością, to przecież wszystkie takie są. A jeśli porzucona kobieta nie umie uciec od "pustego brzucha" ani w siebie ani w świat, to dzieli tę tragedię z innymi 'niematkami'. Tylko, że Pani Zielińska nadaje tym oczywistościom inne nazwy i obrazy. Nie tłumaczy bólu, nie tłumaczy też tych, którzy ból zadają. U niej po prostu tak jest. Coś jest, a zaraz potem nie ma. Ktoś żyje, a za chwile już nie. Ktoś bawi się lalkami, kijankami i konwaliami, a potem okazuje się, że popchnął lekko, że zmieszał ze sobą, że wszedł tam głębiej. Przecież to nic wielkiego, przecież tak się robi. 

Zabolała mnie ta książka. Zabolała świadomością, że przecież autorka nic nie dodała od siebie prócz talentu, wyobraźni, postrzegania nieporównywalnego ze zwyczajnym, i niezwykłych umiejętności literackiego podania na dłoni najbardziej codziennych z codzienności. I świadomością, że jeśli odjąć duszę artysty i wkład autorki w sposób kreowania opowieści, to to wszystko przecież jest. Tutaj, obok. Pomiędzy stawem pełnym kijanek i świeżo wzniesionym u progu domu kretowiskiem. 

Ps. Te opowiadania są doskonałe, znakomite. Ale przeczytajcie je w ciepłe, jasne dni. Zostawiają po sobie wstrząsający ślad w takie dni jak dzisiejszy. Szare, grudniowe, zwyczajne przecież...

Wydawnictwo: W.A.B., 2017
Seria: ...archipelagi...
Liczba stron: 200

8 komentarzy:

  1. Codzienności zbyt często nie dostrzegamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lub dostrzegamy dopiero, gdy dramat staje się udziałem NAS SAMYCH. Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  2. Często dostrzegamy, gdy jest już za późno. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj bywa, że są dostrzeżone ale usprawiedliwiane, zbywane machnięciem ręki, przedziwnie wyjaśniane. A dramat pozostaje dramatem... Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  3. Codzienność i problemy innych są obok nas. Czasami ich nie dostrzegamy, lub udajemy że ich nie zauważamy. Z naszymi osobistymi problemami jest podobnie, tylko że wtedy bolą. Nie przepadam za opowiadaniami, ale te zapewne przeczytam dzięki Twojej rewelacyjnej recenzji. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tych opowiadaniach wszystko zostało zauważone, nazwane wielkimi literami, wypowiedziane. Ale i tak pozostaje gdzieś na marginesie życia, jakby stało się mimochodem, jakby tak miało być, jakby los tak chciał. Nie ma winnych bo nie było pomocy, nauczycieli, przewodników. Zło wyrosło z nieświadomości, ze zbyt bolesnego upadku. warto przeczytać, mocno ranią ale dają ogromnie wiele emocji. Pozdrawiam ciepło. Ps. ja też nie lubię opowiadań :) a tu taka niespodzianka :)

      Usuń
  4. Recenzja jak zawsze cudowna. Książka na pewno musi być wspaniała, ale nie jestem pewna, czy nie przytłoczyłaby mnie swoją szczerością i przemyśleniami. Może już po świętach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama polecam ja raczej na pogodnego ducha. O ile napisana jest wspaniale i zdecydowanie warto ją poznać, to ciężar problemów mnie samą mocno przygniótł w ten ponury czas. Warto mieć w pamięci i nie zgubić :) Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń