"Vox" Christina Dalcher 7/10
Recenzja przedpremierowa.
Data premiery: 27 luty 2019
Wyproszona, wymaszerowana w protestach i demonstracjach, wywalczona na mównicach i
barykadach. Kobieca wolność. Poczucie współistnienia, współdecydowania,
współtworzenia. Dla większości tak naturalna jak inne ludzkie
przywileje, wręcz podstawowy element ludzkiego istnienia. Dla wielu
rzecz tak oczywista, że każda dyskusja o niej zakrawa na kpinę i
przeczenie naturze. Czy dla wszystkich równie zwyczajna i codzienna? Czy
podobnie jak my - kobiety, o naszej wolności, samostanowieniu i
swobodzie podejmowania decyzji, myślą wszyscy mężczyźni? A może i wśród
kobiet są takie, które uważają kobiecą wolność za nadmiernie swawolną,
jasną, pozbawioną zahamowań? I wreszcie, czy jest sens rozważać o
powyższych kwestiach, czy wystarczy owe pytania pozostawić retorycznymi?
W kraju szalonych pomysłów na przyszłość, w Stanach Zjednoczonych, autorka powieści "Vox", Christina Dalcher, postanowiła odebrać kobietom głos. A dokładniej, ograniczyć dzienny limit wypowiadanych przez nie słów do stu. Sto słów. Czy zdajemy sobie w ogóle sprawę jak niewiele to jest? W tylu słowach nie można przekazać piękna uczuć, wyrazić pełnych emocji, opowiedzieć o swoich troskach ani podzielić się radościami. W tylu słowach można w trakcie doby przeczyć, przytakiwać i powiedzieć córce: Mamusia Cię kocha. Wszystko, co chcielibyśmy dodać musi pozostać milczeniem.
Z jak wielką tragedią zmaga się kobieta, która żyła opowiadaniem innym o cudach ludzkiego mózgu i mowy. Doktor Joan McClellan, straciła możliwość komunikacji z innymi naukowcami, dzielenia swej pasji. Jak się okazuje, złość z takiej decyzji władz był jedynie zapowiedzią bólu jaki spowodowano kolejnymi dekretami: pozbawieniem kobiet pracy a dziewczynek prawa do nauki w znaczeniu dla nas podstawowym, ograniczeniem swobody umysłowej mężczyzn poprzez propagandowe wspieranie jedynie słusznej Cnotliwej wersji rodziny. Zatrważające, jak wielu chłopców i mężczyzn ową propagandę wkrótce postanowiło utożsamić z własną myślą ba, nawet oskarżać kobiety o spowodowanie owych, jakże cofających nas w czasie decyzji rządu.
W kraju szalonych pomysłów na przyszłość, w Stanach Zjednoczonych, autorka powieści "Vox", Christina Dalcher, postanowiła odebrać kobietom głos. A dokładniej, ograniczyć dzienny limit wypowiadanych przez nie słów do stu. Sto słów. Czy zdajemy sobie w ogóle sprawę jak niewiele to jest? W tylu słowach nie można przekazać piękna uczuć, wyrazić pełnych emocji, opowiedzieć o swoich troskach ani podzielić się radościami. W tylu słowach można w trakcie doby przeczyć, przytakiwać i powiedzieć córce: Mamusia Cię kocha. Wszystko, co chcielibyśmy dodać musi pozostać milczeniem.
Z jak wielką tragedią zmaga się kobieta, która żyła opowiadaniem innym o cudach ludzkiego mózgu i mowy. Doktor Joan McClellan, straciła możliwość komunikacji z innymi naukowcami, dzielenia swej pasji. Jak się okazuje, złość z takiej decyzji władz był jedynie zapowiedzią bólu jaki spowodowano kolejnymi dekretami: pozbawieniem kobiet pracy a dziewczynek prawa do nauki w znaczeniu dla nas podstawowym, ograniczeniem swobody umysłowej mężczyzn poprzez propagandowe wspieranie jedynie słusznej Cnotliwej wersji rodziny. Zatrważające, jak wielu chłopców i mężczyzn ową propagandę wkrótce postanowiło utożsamić z własną myślą ba, nawet oskarżać kobiety o spowodowanie owych, jakże cofających nas w czasie decyzji rządu.
"Pozwolę sobie na kilka uwag na temat dwudziestego pierwszego wieku. Nie wiemy już, kim są mężczyźni ani kim są kobiety. Nasze dzieci dorastają z mętlikiem w głowach. Kultura rodziny podupada. Za to mamy tendencje zwyżkowe, jeśli chodzi o natężenie ruchu, zanieczyszczenie środowiska, autyzm, narkomanię, liczbę samotnych matek, otyłość, poziom zadłużenia, odsetek kobiet w więzieniach, strzelaniny w szkołach i zaburzenia erekcji. A to zaledwie kilka przykładów." (str.56-57).
Mamy też winnych tego strasznego stanu - niezależne kobiety, przedkładające wiedze i wolność nad cnotę.
Same nasuwają się porównania do sytuacji typowej dla krajów ekstremalnie chrześcijańskich czy prawicowych w znaczeniu powrotu do modelu rodziny sprzed uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Być może taka lektura pozwoli niektórym osobom u władzy zrozumieć bezsens i niszczącą role takich właśnie posunięć.
Nasza bohaterka walczy z własnym sumieniem i narzucanym jej rolom, stawia naprzeciw siebie miłość do dzieci, chęć uczynienie z nich upartych, walecznych ludzi oraz własny, egoistyczny ale bardzo ludzki pęd za swobodą, za chęcią powrotu do tego, co ukochała dawniej. Wszystko co przeszłe kusi ja swoją doskonałością gdy pojawia się szansa odzyskania przywilejów.
"Zazdroszczę mojej córce tego, że nie pamięta jak wyglądało życie, zanim wprowadzono limit słów, a Liga Cnoty opanowała szkoły."(str.105)
Tylko czy krótkoterminowość tej szansy i
wewnętrzna niezgoda na bycie wyjątkiem pozwolą jej normalnie
funkcjonować? Czy tez wreszcie wywołają w niej bunt? Romans, powroty
pamięcią do ukochanych Włoch, pijany wrzask na przekór fizycznemu bólowi
po przekroczeniu limitu słów - wszystko to stanowić będzie dla Joan
element oporu, niezgody, oszołomienia niemożnością podjęcia słusznej
decyzji. Bo jak się zdaje, takie decyzje nie istnieją.
Jednego można być pewnym. Autorka swa opowieścią nie tylko feminizującą ale też pokazującą jak ogromna jest rola kobiet w nauce, życiu społeczeństwa, wreszcie w życiu zrównoważonej rodziny, mówi 'nie' odbieraniu komukolwiek przyznanych mu, zgodnych z natura praw. Uczy szacunku, pokazuje niedoskonałości skrajnych form demokracji, lub jej braku. I co ważne stawia pytanie, czy w dzisiejszym świecie możemy sobie pozwolić na lekceważenie jakichkolwiek oznak odbierania nam praw, pozbawiania nas wolności, sterowania naszymi postanowieniami. I o tym, że nie pora na sen, pora na koszmarną rzeczywistość i próbę jej zmianę siłami tego, co trzymamy w dłoniach najpewniej. W przypadku Jean - nauki.
Jednego można być pewnym. Autorka swa opowieścią nie tylko feminizującą ale też pokazującą jak ogromna jest rola kobiet w nauce, życiu społeczeństwa, wreszcie w życiu zrównoważonej rodziny, mówi 'nie' odbieraniu komukolwiek przyznanych mu, zgodnych z natura praw. Uczy szacunku, pokazuje niedoskonałości skrajnych form demokracji, lub jej braku. I co ważne stawia pytanie, czy w dzisiejszym świecie możemy sobie pozwolić na lekceważenie jakichkolwiek oznak odbierania nam praw, pozbawiania nas wolności, sterowania naszymi postanowieniami. I o tym, że nie pora na sen, pora na koszmarną rzeczywistość i próbę jej zmianę siłami tego, co trzymamy w dłoniach najpewniej. W przypadku Jean - nauki.
"Miała rację - żyłam wewnątrz bańki mydlanej i sama ją nadmuchiwałam każdym swoim oddechem."(str.126)
Mądra, choć nie filozofująca książka. Każdy apel podany jest w formie rozmów, sytuacji codziennych, matczynych trosk, ludzkich mniejszych i większych zahamowań czy wręcz przeciwnie, zbytniej swobody moralnej. Ważne tematy zaserwowane w bardzo płynnej formie, czasem z nutką złości, czasem z lekkim humorem, najczęściej z goryczą.
Polecam ku rozwadze.
Mądra, choć nie filozofująca książka. Każdy apel podany jest w formie rozmów, sytuacji codziennych, matczynych trosk, ludzkich mniejszych i większych zahamowań czy wręcz przeciwnie, zbytniej swobody moralnej. Ważne tematy zaserwowane w bardzo płynnej formie, czasem z nutką złości, czasem z lekkim humorem, najczęściej z goryczą.
Polecam ku rozwadze.
Wydawnictwo: Muza, 2019
Tytuł oryginału: Vox
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Liczba stron: 416
dziękuję wydawnictwu Muza oraz agencji Business&Culture za udostępnienie przedpremierowego egzemplarza książki
dziękuję wydawnictwu Muza oraz agencji Business&Culture za udostępnienie przedpremierowego egzemplarza książki
Bardzo chętnie zapoznam się z tym tytułem w przyszłości. 😊
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać z ciekawości, dla porównania poglądów, dla poparcie lub zganienia zachowań bohaterki. Mnie zainteresowała bardzo. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńZabrzmię jak spamer, ale bardzo podoba mi się ta recenzja :) Nie tylko dlatego, że miałam podobne odczucia po przeczytaniu książki. A samą recenzję chyba kojarzę z Lubimy Czytać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Owszem, na Lubimy czytać ukazała się recenzja w krótszej wersji, bez cytatów, zdjęć itp. Cieszy mnie też, że podobnie oceniamy książkę, bo spotkałam się też z opiniami skrajnie negatywnymi. zastanawiam się, czy w wielu przypadkach płeć nie decydowała o odbiorze przedstawionego problemu... Pozdrawiam ciepło :)
UsuńMam całkiem podobne zdanie do Twojego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszy mnie szczególnie przy książce, która zbiera tak skrajne opinie. Pozdrawiam :)
UsuńSłyszałam o tej książce i mam zamiar ją przeczytać w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam. Nie narzucając się, bez zbędnych wezwań i apeli, autorka przekazuje swój światopogląd i uczula na pozbawianie praw. jest lekko choć temat ważny. Pozdrawiam ciepło :)
Usuń