"Mapa i terytorium" Michel Houellebecq 8/10
Nieczęsto zdarza mi się poczuć tak ogromną pokorę wobec tekstu, który przeczytałam. I wcale nie o wyszukany język literacki tu chodzi ani o formę, która nota bene nawet nie pojawiłaby się wśród moich pomysłów, gdyby przyszło mi podobny tekst skonstruować. To co mam na myśli to nieograniczona wiedza, jaką prezentuje tu w pigułce Michel Houellebecq i niepojęte dla mnie wykorzystanie jej do zmieszania owych realnych informacji z elementami fikcji. Misterność połączenia tego, co wytworzyła wyobraźnia autora z tym, co zostało oparte na faktach, na rzeczywistych wydarzeniach i osiągnięciach, nie pozwala odgadnąć gdzie przebiegają między nimi granice. Bowiem w "Mapie i terytorium" owych granic nie ma.
Spotkanie fikcyjnego malarza (wcześniej fotografa przedmiotów i map) i jak najbardziej realnego pisarza, którym autor uczynił samego siebie, jest przyczynkiem do snucia rozważań bardzo różnej treści, o różnej wartości emocjonalnej i poznawczej. Mamy tu zaprezentowaną szeroko pojętą wiedzę ogólną, w tym precyzyjne opisy historii sztuki, głównie malarstwa, fotografii i architektury. Niemniej tylko sam autor albo czytelnik, który każde zdanie porównywałby z informacjami podawanymi przez udokumentowane źródła, mógłby z całą pewnością orzec gdzie kończy się fikcja a gdzie wkraczamy w świat nauki, techniki czy kultury. Wśród nazwisk wymienianych jednym tchem, w jednym zdaniu czy paragrafie, pojawiają się osobistości znane nam z internetu, mediów czy nawet podręczników, obok których przechadzają się, mijając ich w tłumie, na wernisażach, wystawach, postacie od początku do końca stworzone przez autora. Co niesamowite, nie jesteśmy w stanie określić czy dana postać faktycznie istniała bez zagłębienia się w encyklopedyczny świat informacji. Nie ma bowiem pomiędzy opisami jednych i drugich nawet lekkiego zawahania, nawet maleńkiej zmiany tonu czy zwrotu w sposobie opisywania ich przeżyć i emocji.
Niesamowitość lekkiego, bezproblemowego splatania realiów z fikcją podkreśla też niezwykły styl. Czytając miałam wrażenie przekładania stron przedziwnej 'scrapbook', w której Houellebecq pomiędzy paragrafy obyczajowej opowieści z życia pewnego artysty powklejał ulotki, instrukcje obsługi, metki informacyjne i inne bardzo fachowe, poważne i schematyczne zbiory informacji na każdy niemal temat - od designu po silniki wysokoprężne, od barwy farby olejnej do sytuacji politycznej we Francji. Nagromadzenie dygresji jest wręcz niepojęte, każdy przedmiot, osoba, wydarzenie jest przyczynkiem do przytoczenia listy informacji na ich temat, podania parametrów, określenia producenta itp. I wierzyć się nie chce, ale to wszystko układa się w doskonale płynną formę czytelniczą, nie powoduje czkawki, nie zatrzymuje nas ani na chwilę w śledzeniu samej akcji.
(Warto może zauważyć, że owe informacje i ich użycie spowodowało
niejaki skandal w roku wydania powieści. Ale sama nie wiem, czy mam
ochotę na rozważania nad uprawnieniami artysty lub ich brakiem.)
Autor idealnie wpisuje swój styl w stworzoną przez siebie samego formę. Jako, że od początku buduje fabułę wokół prośby malarza o recenzję do katalogu jego prac, Houellebecq nieustannie nawiązuje wspomnianymi przeze mnie wtrąceniami do tego typu pisarstwa. Każda mini biografia, każda wspomniana cecha produktu, każdy detaliczny opis treści obrazu ma nam przypomnieć, że taką właśnie służebną rolę katalogowego komentatora ma on sam pełnić w narzuconej sobie roli fikcyjnego (?) pisarza. Przy czym nadal autor znajduje miejsce na romans, blaski i cienie miłości, ponury świat choroby i spadania w nicość starości, morderstwo popełnione na pisarzu-autorze i wątek poszukiwania winnych zbrodni oraz, jak zwykle u Houellebecqa na filozoficzne rozważania. I co chyba też nikogo nie zaskoczy, przez cała książkę przeziera tyle ironii, w tym niebanalnej autoironii i kpiarskiego podejścia do tak zwanego (zblazowanego) światka artystycznego, a co za tym idzie także życia (i śmierci!) samego autora, że całość pozostaje w ramach określonych już dawno przez światopogląd wyrażony w poprzednich dziełach.
"Mapę i terytorium" czyta się ze starannością i pokorą. Wiele można się nauczyć, wiele dowiedzieć ale i sprawdzić własną świadomość prawdziwości podanych "faktów". Opinie o tej lekturze bywają różne: od zachwytów i recenzji równie entuzjastycznych co moja, po najniższe oceny wspierane oskarżeniami o plagiaty, oszustwa czy zwyczajną nudę. Wpisując jej tytuł lub wymienione w niej nazwy i nazwiska w wyszukiwarkę, możemy zostać zaskoczeni ilością twórców, dla których owa mieszanina faktów i fikcji okazała się inspiracją, z polskimi artystami włącznie. Dla mnie ta książka to przepyszny kąsek, zdecydowanie polecam ku intelektualnej rozrywce i pożywce.
Wydawnictwo: W.A.B., 2011
Tytuł oryginału: La carte et le territoire
Tytuł oryginału: La carte et le territoire
Tłumaczenie: Beata Geppert
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 384
Liczba stron: 384
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz