"Gdzie jest Mia?" Alexandra Burt 5/10
Coraz większa liczba wydawców sili się, ku mojemu zdumieniu, na zdobywanie schematycznych pochlebnych opinii podpisanych wielkimi nazwiskami. Czasem też, równie zdumiewająco, silą się oni na porównanie nowości z tytułami, o których wiadomo, że świetnie się sprzedały i przyciągnęły rzesze czytelników o określonych gustach. Dla większości debiutujących pisarzy, owe porównania i teoretyczne wsparcie osobowością, okazuje się przyczynkiem do bycia ocenionym słabiej niż faktycznie na to zasługują. Moim zdaniem podobny, bynajmniej nie godny pochwały efekt, osiągnięto obudowując w ten sposób książkę Alexandry Burt. Nie będę jej zatem porównywała do "Dziewczyny z pociągu", nie będę sugerowała się wyciągiem ze strony Oprah.com, zdam się na emocje, które zostały lub nie, wzbudzone owa opowieścią.
Estelle poznajemy jako ofiarę wypadku samochodowego, dodatkowo postrzeloną wcześniej w skroń. Będąca tego skutkiem amnezja zaczyna się przecierać i zmieniać w obrazy, które dla kobiety są tyleż szokujące co niewiarygodne. Strata dziecka, gwałtowne wyrwanie go z codziennego życia i umiejscowienie w zupełnie dla matki niejasnej czasoprzestrzeni (jest ona bowiem przekonana, że córeczkę uprowadzono) stanowi dla Estelle traumę, w wyjściu z której ma pomóc psychoterapeuta wspomagający jednocześnie bohaterkę jak i podejrzliwą wobec niej policję.
Ten początek, orientujący nas w momencie i miejscu osadzenia akcji, pisany jest językiem szybkim, bardzo plastycznym; autorka przekazuje emocje precyzyjnie i na tyle zgrabnie, że nie tworzą się dłużyzny, nie atakują nas urągające czytelnikowi powtórzenia. Niemniej, odnosiłam wrażenie, że gnam poprzez strony bez zainteresowania i skupienia, daję się ponieść obyczajowej opowieści jakich wiele. Lęki, strzępki wspomnień i jednoczesna praca nad uczuciami, zagubienie, samooskarżenia, szukanie winnych i uniewinnianie wcześniej posądzanych - wszystko zostało zmieszane, podane jednym ciągiem odbierającym zarówno radość z podążania za nowym i nieznanym, jak i skupienie nad mającymi nas zaangażować wewnętrznymi przeżyciami bohaterki.
Kiedy już godzimy się z wrażeniem, że jest to książka przyzwoita i bardzo przeciętna, wkraczamy w część drugą, która skupiona na emocjach bardzo efektownych, trafiających prosto w serce i w te zakamarki duszy, których rzadko nie wstydzimy się odsłonić, skłania nas do dalszego, pełnego współczucia, podążania za bohaterką, wspierania jej, ba, nawet utożsamiania się z jej depresja, psychozą, szaleństwem pozbawionej dziecka matki. Cała środkowa część powieści wciąga nasze myśli i uczucia w świat Estelle, winduje nasze zdanie na temat możliwości debiutującej Alexandry Burt, każe nam z uznaniem oceniać przepiękną literacko konstrukcję opowieści.
A na koniec dostajemy chaos. Zakończenie wraca znów do niepotrzebnie hołubionego w pierwszych rozdziałach pośpiechu, gwałtownych przeskoków i bynajmniej nie zaskakujących, raczej drażniących ponagleń. Zakończenie historii ma sens, niestety hollywoodzkie zapędy ku scenie wpadania sobie w ramiona w promieniach zachodzącego słońca nie jest moim ulubionym sposobem kończenia opowieści. Zatem bardzo subiektywnie, jak zawsze, opowiem się zdecydowanie przeciwko tego typu happy endom.
Przyznam, że ocenienie tej książki sprawia mi niejaką trudność. Nie można odmówić autorce talentu literackiego, na pewno pięknie operuje słowem, mało tu truizmów, mało nieposzanowania czytelnika prostotą przekazu na miarę brukowców. Niemniej, odnoszę wrażenie, że potrzeba jeszcze kilku prób, by osiągnąć idealną spójność i, wykreślając bezlitośnie kuszące kwiatuszki i cukiereczki, skierować pisarską uwagę ku temu, co autorka czyni wyśmienicie, czyli angażowaniu nas w wewnętrzne życie bohaterki. Bo o ile współodczuwałam ból po stracie, stan, jaki pozostawiało po sobie zmaganie się z depresja poporodową, psychozą, późniejszą niezgodę i walkę, o tyle wszystko co zgromadziłam w sercu rozmyło się po zamknięciu książki, po przebrnięciu przez zbyt oczywiste zakończenie oraz wrażenie niezgrabnie, może raczej nieregularnie skomponowanej całości. Jest średnio, choć bywają momenty gdy wierzyć się nie chce, że debiutantka może aż tak głęboko wniknąć w nasze odczucia. Polecam raczej miłośnikom obyczajówek niż thrillerów psychologicznych.
Wydawnictwo: Świat Książki, 2016
Tytuł oryginału: Remember Mia
Tytuł oryginału: Remember Mia
Tłumaczenie: Grażyna Woźniak
Liczba stron: 416
Liczba stron: 416
Normalnie nic dodać nic ująć :) Recenzja na najwyższym poziomie i choćby ocena była 1/10 to po jej przeczytaniu i tak ciągnie człowieka żeby sięgnąć po książkę.
OdpowiedzUsuńDziękuje Aniu :)Mam nadzieję, ze znajdujesz troszkę czasu na poczytanie dla przyjemności. Co zaś do powyższej recenzji, moje mieszane uczucia nie czynią z niej złej książki, Ciebie może poruszyć głębiej bo jesteś bliżej niż ja "wczesnego macierzyństwa".
UsuńMoże być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJest bardziej ciekawa niż się spodziewałam widząc okładkę i czytając tytuł. Kupiłam ją dość przypadkowo. Doczytałam do końca :) I wcale nie wbrew sobie :) Przyjemnie się czyta, bez fajerwerków.
UsuńTa książka czeka u mnie na stosiku "do przeczytania". Do tej pory czytałam dosyć pochlebne opinie na jej temat, Ty wprowadziłaś swoja recenzją trochę zamieszania :) Teraz tym bardziej jestem ciekawa jakie wrażenie wywrze (bądź nie) na mnie samej.
OdpowiedzUsuńU mnie znalazła się bardzo przypadkowo jako wspomożenie podróży ;) I jako taka bardzo się sprawdziła. Czy kupiłabym ją celowo? Nadal nie jestem tego pewna. Choć dotarłam do końca bez niesmaku czy zmęczenia.
UsuńZgadzam się z Tobą. Taka strategia marketingowa może odbierać część szans książce. Człowiek automatycznie formułuje wobec niej oczekiwania. A przecież każdy autor jest inny i buduje swój styl.
OdpowiedzUsuńOtóż to. Znakomitości, wybitne talenty radzą sobie z presją wywołana wielkimi hasłami polecających sław. Inni nie są w stanie sprostać. Tutaj nie jest źle, po prostu jest przeciętnie. Ale to już moja subiektywna ocenia oczywiście :)
UsuńNie czytałam jej, ale moja siostra tak. Była bardzo nią rozczarowana. Widać, że nie była w tym sama. Książki na pewno nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawwiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
Skoro już dwie osoby ostudziły zapał, chyba faktycznie lepiej poświęcić czas na cenniejszą lekturę ;)
Usuń