"Gliny z innej gliny" Marcin Wroński (Ryszard Ćwirlej, Robert Ostaszewski, Andrzej Pilipiuk)
7/10
Recenzja przedpremierowa
Miłośnicy kryminałów retro, nazwisko Pana Wrońskiego mają zapewne zapisane w czytelniczej pamięci złotymi zgłoskami. Nie ma więc sensu pisać peanów chwalących czy potwierdzających wielkie powodzenie jakim cieszyła się właśnie zakończona seria. Znany jest też fakt, że jej niesforny bohater - Zyga Maciejewski - dostarczający niezwykłych wrażeń, skrojony został na miarę idealnego mieszkańca Lublina dwudziestolecia wojennego a jednocześnie opisany językiem i formą, które niewątpliwie sprostały wymaganiom współczesnego, żądnego akcji czytelnika. Była to bowiem seria starannie umiejscowiona w czasie, przepełniona ówczesnym miejskim folklorem, okraszona humorem lubelskiej ulicy i policyjnych komisariatów. Jednocześnie spisana została z taka swadą i tak przejrzyście, że ów powrót w czasie nie był przeszkodą, by pokochały ją rzesze osób stroniących od innych pokładów historii.
By zakończyć swą serię z przytupem, dostarczyć jeszcze innych wrażeń a jednocześnie nie wyjść z konwencji, dzięki której cieszyła się ona tak wielka popularnością, Marcin Wroński zdecydował się na tom X. Czymże ów twór jest? Otóż jest to praca zbiorowa trzech twórców, przyjemna i zaskakująca makatka pomysłów, innowacji, zabawy bohaterem, będąca jednocześnie hołdem dla głównego autora, który dziesięcioletnią pracą narzucił temat, bohatera ale już niekoniecznie styl czy ramy czasowe. Pan Wroński, zapraszając do współpracy trzech znanych polskich literatów, pozwolił im na swobodne przerzucanie swego bohatera w miejsca i lata, które najbardziej będą odpowiadały ich stylistyce, koncepcji, upodobaniom i przyjemności pisania.
Sam Marcin Wroński wprowadzenie do zbioru pozostawia w miejscu i czasie znanym i nam i swojemu bohaterowi. W opowiadaniu rozpoczynającym książkę nasz bohater, niczym Sherlock Holmes, rozwiązuje zagadkę przedstawioną w sposób zwięzły i zabawny, a jednocześnie wrzucający nas w świat znanych postaci, dzięki czemu wygodnie rozsiadamy się w starym, przyjemnie znajomym fotelu. Ale ledwie jeden krok dalej zaczyna dziać się inaczej i dziwniej a nasz fotel, niczym wehikuł czasu, wiedzie nas w miejsca nieznane. Bo przecież u Pana Ćwirleja to Poznań będzie tłem wydarzeń, w których Zyga wykaże się swym sprytem. Andrzej Pilipiuk dołoży sporo swojej niezwykłej wyobraźni, zaś Robert Ostaszewski zmierzy nasze wyobrażenia o życiu komisarza Maciejewskiego z czasami wojennymi. O, to nie koniec Proszę Państwa. Wszak i czasy komuny, czasy budowy naszej pięknej socjalistycznej ojczyzny znajdą się na kartach owego niezwykłego zbioru, ba, także lata 80-te dwudziestego wieku niejednym nas zaskoczą za sprawą samego Marcina Wrońskiego.
Można każde opowiadanie czy tez prozatorski fragment opisywać, datować i kojarzyć z konkretnym miejscem ale nie o to, mam wrażenie, chodziło autorowi. Chodzi tutaj o dziesięcioletnia pracę i przywiązanie do tego niezwykłego policjanta-boksera, chodzi o to, jak dojrzewał zawodowo i osobiście, jak zmieniały go czasy, w których przyszło mu żyć i pracować. Teraz wiemy także jak owa postać mogłaby sprostać naszym wyobrażeniom po koniec lat dwudziestych. O przepraszam, XXI wiek też w tym zbiorze nie jest dla Zygi zagadką.
Jak wspomniałam jest to rodzaj współpracy, poddania się przez czterech pisarzy urokowi opowieści, jaką zapewnia swoją innością i niepowtarzalnością gatunek jakim jest retro kryminał (czy na pewno w tym przypadku nadal obowiązuje nas ta nazwa gatunkowa? a może to tylko przyczynek do zabawy międzygatunkowej?).
Jest to rzecz jasna uchylenie kapelusza przed Marcinem Wroński, który Zygę powołał do życia, a następnie tak starannie, zabawnie i różnorodnie w owym życiu umiejscawiał, że z przyjemnością sięgaliśmy po kolejne etapy jego historii przez cała dekadę.
Dla mnie, także dzięki kilku ostatnim stronom, zbiór ten wydaje się być hołdem dla samego bohatera. Bo też odkładając książkę mamy wrażenie, że niezwykle ciężko jet pożegnać się z Maciejewskim. Marcinowi Wrońskiemu - ojcu postaci, współautorom zbioru doceniającą niezwykle wartościową pracę autora serii i nam - czytelnikom.
Bardzo przyjemnie czyta się ten zbiór osobie, która jak ja, nie jest wielką fanką gatunku retro kryminał. A jeśli tak jest, to zapewne stanie się ona pozycja obowiązkową miłośników tegoż. Uśmiech nie schodził mi z ust, ogarniała mnie niemała nostalgia gdy zbliżałam się do końca tego niezwykłego, nieco abstrakcyjnego zbioru przygód, opowieści i form pożegnalnych. Warto się czasem nostalgicznie pouśmiechać, prawda?
Książkę przeczytałam przed premierą (6.06) dzięki portalowi czytampierwszy.pl, któremu gratuluję pomysłu na taką możliwość, oraz dzięki wydawnictwu W.A.B., który w owej akcji ją udostępnił.
Miłośnicy kryminałów retro, nazwisko Pana Wrońskiego mają zapewne zapisane w czytelniczej pamięci złotymi zgłoskami. Nie ma więc sensu pisać peanów chwalących czy potwierdzających wielkie powodzenie jakim cieszyła się właśnie zakończona seria. Znany jest też fakt, że jej niesforny bohater - Zyga Maciejewski - dostarczający niezwykłych wrażeń, skrojony został na miarę idealnego mieszkańca Lublina dwudziestolecia wojennego a jednocześnie opisany językiem i formą, które niewątpliwie sprostały wymaganiom współczesnego, żądnego akcji czytelnika. Była to bowiem seria starannie umiejscowiona w czasie, przepełniona ówczesnym miejskim folklorem, okraszona humorem lubelskiej ulicy i policyjnych komisariatów. Jednocześnie spisana została z taka swadą i tak przejrzyście, że ów powrót w czasie nie był przeszkodą, by pokochały ją rzesze osób stroniących od innych pokładów historii.
By zakończyć swą serię z przytupem, dostarczyć jeszcze innych wrażeń a jednocześnie nie wyjść z konwencji, dzięki której cieszyła się ona tak wielka popularnością, Marcin Wroński zdecydował się na tom X. Czymże ów twór jest? Otóż jest to praca zbiorowa trzech twórców, przyjemna i zaskakująca makatka pomysłów, innowacji, zabawy bohaterem, będąca jednocześnie hołdem dla głównego autora, który dziesięcioletnią pracą narzucił temat, bohatera ale już niekoniecznie styl czy ramy czasowe. Pan Wroński, zapraszając do współpracy trzech znanych polskich literatów, pozwolił im na swobodne przerzucanie swego bohatera w miejsca i lata, które najbardziej będą odpowiadały ich stylistyce, koncepcji, upodobaniom i przyjemności pisania.
Sam Marcin Wroński wprowadzenie do zbioru pozostawia w miejscu i czasie znanym i nam i swojemu bohaterowi. W opowiadaniu rozpoczynającym książkę nasz bohater, niczym Sherlock Holmes, rozwiązuje zagadkę przedstawioną w sposób zwięzły i zabawny, a jednocześnie wrzucający nas w świat znanych postaci, dzięki czemu wygodnie rozsiadamy się w starym, przyjemnie znajomym fotelu. Ale ledwie jeden krok dalej zaczyna dziać się inaczej i dziwniej a nasz fotel, niczym wehikuł czasu, wiedzie nas w miejsca nieznane. Bo przecież u Pana Ćwirleja to Poznań będzie tłem wydarzeń, w których Zyga wykaże się swym sprytem. Andrzej Pilipiuk dołoży sporo swojej niezwykłej wyobraźni, zaś Robert Ostaszewski zmierzy nasze wyobrażenia o życiu komisarza Maciejewskiego z czasami wojennymi. O, to nie koniec Proszę Państwa. Wszak i czasy komuny, czasy budowy naszej pięknej socjalistycznej ojczyzny znajdą się na kartach owego niezwykłego zbioru, ba, także lata 80-te dwudziestego wieku niejednym nas zaskoczą za sprawą samego Marcina Wrońskiego.
Można każde opowiadanie czy tez prozatorski fragment opisywać, datować i kojarzyć z konkretnym miejscem ale nie o to, mam wrażenie, chodziło autorowi. Chodzi tutaj o dziesięcioletnia pracę i przywiązanie do tego niezwykłego policjanta-boksera, chodzi o to, jak dojrzewał zawodowo i osobiście, jak zmieniały go czasy, w których przyszło mu żyć i pracować. Teraz wiemy także jak owa postać mogłaby sprostać naszym wyobrażeniom po koniec lat dwudziestych. O przepraszam, XXI wiek też w tym zbiorze nie jest dla Zygi zagadką.
Jak wspomniałam jest to rodzaj współpracy, poddania się przez czterech pisarzy urokowi opowieści, jaką zapewnia swoją innością i niepowtarzalnością gatunek jakim jest retro kryminał (czy na pewno w tym przypadku nadal obowiązuje nas ta nazwa gatunkowa? a może to tylko przyczynek do zabawy międzygatunkowej?).
Jest to rzecz jasna uchylenie kapelusza przed Marcinem Wroński, który Zygę powołał do życia, a następnie tak starannie, zabawnie i różnorodnie w owym życiu umiejscawiał, że z przyjemnością sięgaliśmy po kolejne etapy jego historii przez cała dekadę.
Dla mnie, także dzięki kilku ostatnim stronom, zbiór ten wydaje się być hołdem dla samego bohatera. Bo też odkładając książkę mamy wrażenie, że niezwykle ciężko jet pożegnać się z Maciejewskim. Marcinowi Wrońskiemu - ojcu postaci, współautorom zbioru doceniającą niezwykle wartościową pracę autora serii i nam - czytelnikom.
Bardzo przyjemnie czyta się ten zbiór osobie, która jak ja, nie jest wielką fanką gatunku retro kryminał. A jeśli tak jest, to zapewne stanie się ona pozycja obowiązkową miłośników tegoż. Uśmiech nie schodził mi z ust, ogarniała mnie niemała nostalgia gdy zbliżałam się do końca tego niezwykłego, nieco abstrakcyjnego zbioru przygód, opowieści i form pożegnalnych. Warto się czasem nostalgicznie pouśmiechać, prawda?
Książkę przeczytałam przed premierą (6.06) dzięki portalowi czytampierwszy.pl, któremu gratuluję pomysłu na taką możliwość, oraz dzięki wydawnictwu W.A.B., który w owej akcji ją udostępnił.
Wydawnictwo: W.A.B., 2018
Cykl: Komisarz Maciejewski (tom 10)
Liczba stron: 413
Nie czytałam jeszcze żadnej książki retro. Być może spróbuję. 😊
OdpowiedzUsuńMyślę, że taki zbiór różniących się stylistycznie, skupionych na ciekawym bohaterze opowiadań może być dobrym pomysłem na poznanie tego gatunku. A czy skłoni Cię do powrotu do serii? Tego nie wiem i bardzo chętnie się dowiem :)
UsuńDobre zakończenie serii :)
OdpowiedzUsuńTak, też tak myślę :) Dzięki innym punktom odniesienia (w postaci współautorów), jest lekko, inaczej, ciekawie. Cieszę się, że się zgadzamy :)
UsuńBardzo ciekawa koncepcja. Zdecydowanie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńMnie również porwała forma odmienna od całej serii. A czytanie pozostało równie przyjemne, o ile, dzięki gościom, nie ciekawsze 😊
UsuńTo idealna propozycja dla mnie. Uwielbiam taki nastrój i miejsca, które mogę sobie wyobrazić. Pan Wroński wytrawnym pisarzem jest, więc chętnie przeczytam tę książkę. Pozdrawiam, Zdzisław www.krainslowa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrócz prezentowania spraw kryminalnych z perfekcją i statannością, dostajemy tutaj lekkość i swadę, dzięki czemu ten zbiór z niezwykłą przyjemność 😊
UsuńMoje zainteresowanie tą książką wciąż rośnie :) Chyba przyspieszę moje poszukiwania tej pozycji. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.
UsuńZ przyjemnością poznam wrażenia :)
UsuńAż żal mi, że żadnej książki Wrońskiego nie czytałam!!! Nadrobię...
OdpowiedzUsuńWarto, to lekko i przyjemnie podana retro kryminalna zabawa. Nie obywa się bez krwi i brutalności ale nie burzą one poczycia przyjemności z czytania :)
UsuńWłaśnie "Czerwonym pająkiem" skończyłam jedną bardzo dobrą serię, to teraz mogę się zabierać za kolejną:)
OdpowiedzUsuńU mnie "Czerwony pająk" zbliża się do lipcowo-sierpniowego czasu dużych książek w wolnym czasie :) mam nadzieję, ze nie zawiedzie moich plenerowych planów, poprzednie części polubiłam. Co do serii z komisarzem Maciejewskim, nigdy jej w całości nie przeczytałam, ale nawet sięganie po dowolne tomy sprawia przyjemność i nie stwarza niejasności. Pozdrawiam ciepło :)
Usuń