"Dzikusy. Tom1. Francuskie wesele" Sabri Louatah 8/10
Czasami życie rzuca nas w miejsce, które nie jest naszym światem, które
ubiera nas w niedopasowane ubrania i nakazuje żyć według norm, które
momentami wydają się być skrojone na miarę naszych marzeń, a czasami
zupełnie nie przystają do naszych preferencji, nawyków i norm
wyniesionych z domu rodzinnego, kultury czy religii. Taki często jest
świat imigrantów, szukających nowych szans w miejscach odległych od
tradycji, którą ze sobą dźwigają. Bywa, że jest to świat arabskich
mieszkańców Francji. I na pewno jest to świat rodzin, którym przyjdzie
urządzić "Francuskie wesele". Oto tytuł pierwszej część sagi "Dzikusy",
którą Sabri Louatah, sam będący z pochodzenia Algierczykiem, szturmem
podbił rynek francuski.
Rodzina to mrowisko, szczególnie ta wielopokoleniowa, wielodzietna, wieloraka charakterologicznie i wiekowo. Pełno tutaj południowego temperamentu, typowego dla kobiet islamu lamentu, upominania o szacunek dla rodziny, urażonej dumy. Tę książkę, mimo pozornej, pozbawionej efektownych zmian akcji powolności, mimo zaledwie jednego dnia rozpisanego na miejsca i godziny, czyta się krzykiem. Na ów hałas składa się połączenie dwóch niezwykle emocjonalnych wydarzeń: wesela i wyborów prezydenckich.
Dzięki autorowi, od samego początku wpadamy w kompletny chaos. Zamierzony oczywiście. Przygotowania do wesela i sama radosna uroczystość powodują, że w jednym miejscu zbierają się osoby, które chyba nigdy nie powinny przebywać ze sobą dłużej niż kilka minut. Bracia tyleż się kochają co nienawidzą, matki i ich siostry dzieli i łączy tyle samo racji i poglądów. Niepokoje prowadzą w telefoniczne rozmowy, chaotyczne poszukiwania, momenty pełne głośnych wybuchów zarówno radości, jak i niedowierzania. Na domiar złego, rodzina panny młodej jest niby taka sama, ale jednak inna.
Rodzina to mrowisko, szczególnie ta wielopokoleniowa, wielodzietna, wieloraka charakterologicznie i wiekowo. Pełno tutaj południowego temperamentu, typowego dla kobiet islamu lamentu, upominania o szacunek dla rodziny, urażonej dumy. Tę książkę, mimo pozornej, pozbawionej efektownych zmian akcji powolności, mimo zaledwie jednego dnia rozpisanego na miejsca i godziny, czyta się krzykiem. Na ów hałas składa się połączenie dwóch niezwykle emocjonalnych wydarzeń: wesela i wyborów prezydenckich.
Dzięki autorowi, od samego początku wpadamy w kompletny chaos. Zamierzony oczywiście. Przygotowania do wesela i sama radosna uroczystość powodują, że w jednym miejscu zbierają się osoby, które chyba nigdy nie powinny przebywać ze sobą dłużej niż kilka minut. Bracia tyleż się kochają co nienawidzą, matki i ich siostry dzieli i łączy tyle samo racji i poglądów. Niepokoje prowadzą w telefoniczne rozmowy, chaotyczne poszukiwania, momenty pełne głośnych wybuchów zarówno radości, jak i niedowierzania. Na domiar złego, rodzina panny młodej jest niby taka sama, ale jednak inna.
Nie wystarczy być francuskim imigrantem, trzeba jeszcze nieść ze sobą taka samą przeszłość. Tutaj natomiast zauważamy, że w trakcie zadamawiania się na nowych ziemiach, kolejne pokolenia zdążyły bardziej i mniej się zasymilować. Dopiero teraz ma znaczenie nieco inny, oddalony o kilometr kraj, ba, nawet kraina pochodzenia, to teraz porównuje się różne akcenty, wynosi swój styl mówienia czy ubierania się ponad to, co kiedyś wspólnie określano typowym dla świata arabskiego czy muzułmańskiego. Także najmłodsi, choć w większości już dorośli członkowie rodziny, dolewają oliwy do ognia swoim poparciem dla tego co nowoczesne, francuskie, dalekie od korzeni.
We "Francuskim weselu" wszystko co rodzinne prowadzi ku ukrywanym tajemnicom, grzeszkom z przeszłości, wzajemnym oskarżeniom i pozbawionym szacunku komentarzom. Można śmiać się ale też i gorzko zapłakać nad permanentną walką nowego ze starym, naszego z ich, dobrych wróżb i pochlebstw dla tego czego Allah broni i plugastwem tego, co pozbawione wiary ojczystych ziem. Na jaw wychodzą mniej i bardziej koszmarne brudy: ktoś okazuje się być homoseksualista, ktoś transwestytą, ktoś nie szanuje kuzynki, ktoś upokarza starszego człowieka namalowanymi na ciele rasistowskimi znakami. Sodoma i Gomora w pięknym francuskim anturażu.
Tymczasem w Paryżu zetrzeć mają się dwaj kandydaci do urzędu prezydenta państwa. Jeden świetnie znany także nam z nazwiska, prasy i wydarzeń ogólnoświatowych, drugi zaś świetnie znany z tego, że jako pierwszy ma szansę stać się prezydentem pochodzenia arabskiego. Ileż to budzi emocji! Także, a może przede wszystkim, wśród uczestników wesela oraz ich nieobecnych przyjaciół, znajomych i krewnych.
Dlaczego jeden z kuzynów nie dotarł na wesele? Dlaczego temat wyborów aż tak często i w tak gorączkowym wydaniu pojawia się jako przerywnik opowieści o weselu? Na te pytania cóż... NIE znajdziemy opowieści. Obietnicą takowej staną się ostatnie strony, na których wydarzy się coś o wadze przekraczające wszystkie wcześniej opisane wydarzenia. I właśnie tutaj, znakomity acz wywołujący na usta nieparlamentarne słowa autor, urwie opowiadanie prawie w środku zdania, zawiesi nas w powietrzu, puści oczko i zamknie drzwi.
Fenomenalne i wyprowadzające z nerwów, burzące czytelniczy spokój i
wykrzywiające uśmiech zakończenie. Ale czy ktoś odważy się dotrzeć do
tak kulminacyjnego momentu i nie sięgnąć po tom drugi? Ja nie! Jestem
zachwycona tym zaproszeniem do kontynuacji. A wieść gminna niesie, że to
co przeczytałam, co sprawiło mi wielką przyjemność, co ubawiło mnie
sarkazmem (podobieństwo do nazwiska kandydata przypadkowe), to tylko
przystawka. Danie główne zaserwuje nam ponoć dopiero tom drugi. O czym
nie omieszkam się przekonać już za kilka dni.
Ps. To kolejna z pozycji pół przeczytanych - pół wysłuchanych. Polecam z
całego serca audiobooka czytanego przez Pana Marcina Popczyńskiego.
Interpretacja jest zaiste, Madame et Monsieur, porywająca!
Wydawnictwo: W.A.B., 2016
Cykl: Dzikusy (tom1)
Tytuł oryginału: Les Sauvages
Tłumaczenie: Beata Geppert
W wersji audio czyta: Marcin Popczyński
Liczba stron: 304
Liczba stron: 304
Problem imigrantów i ich prób asymilacji w środowiskach odmiennych kulturowo od dawna mnie interesuje. Ta pozycja wydaje mi się szczególnie ciekawa. Dziękuję Ci za tę propozycję i pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńTa powieść została napisana z wielkim ironicznym poczuciem humoru, przejaskrawia, podkreśla, czasem przesadnie akcentuje... Niektórzy francuscy recenzenci twierdzą, że brzmi proroczo. Już nie mogę się doczekać rozpoczęcia drugiego tomu :) Pozdrawiam i życzę zaczytanego wieczoru.
UsuńZapowiada się na godną uwagi lekturę.:)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że w swojej kategorii jest naprawdę warta każdej spędzonej z nią chwili. Nuda na pewno nie grozi czytelnikom całej serii "Dzikusy" :) Pozdrawiam ciepło.
UsuńOba tomy są fenomenalne, ja z niecierpliwością czekam na trzeci :)
OdpowiedzUsuń