"Krew" Bartosz Szczygielski 8/10
Odpoczynek
bywa często ułudą, prowadzi nas na skraj tęsknoty za tym, od czego
pozornie chcieliśmy odpocząć. Przy najmniejszej iskrze kojarzącej się z
pracą, rodziną, miejscem pracy czy innym powodem, który przywiódł nas w
miejsce odosobnienia, zaczynamy automatycznie oddawać się na powrót
rozkoszy tego co znane, co schematyczne, dające pewność ruchów i myśli. I
nawet, gdy odpoczywamy od traumatycznych przeżyć, coś zdaje się śmiać
nam prosto w twarz i pokazywać, że wcale nie uciekamy, tylko oswajamy
tęsknotę. By wrócić?
Gdy po wstrząsającym zakończeniu pierwszej części cyklu, autor zdecydował się umieścić komisarza Gabriela Bysia w szpitalu psychiatrycznym, łatwo było ulec wrażeniu, że Bartosz Szczygielski chce nieco odsunąć od niego akcję, zwolni tempo, pozwoli sobie na wgląd w zbolałą duszę bohatera. I co zaskakujące, na początku wszystkie powyższe warunki wydają się być spełnione.
Wątek Bysia jest bowiem prowadzony leniwie, z wrażeniem snucia się nisko przy ziemi. Przytłaczająca seria opisów podana jest tak, by wzbudzić w nas wątpliwość, czy aby dziwne wydarzenia spotykające komisarza w tworkowskich ścianach i ich okolicach, nie są tylko wymysłem udręczonego, otumanionego lekami umysłu.
"(...) Była dokładnie w tym samym miejscu co Gabriel, ale ona przynajmniej nie widziała, nie rozmawiała i nie biła nieistniejących osób. Byś wszedł na wyższy poziom." (str.367)
Wprawdzie to, co wydarza się teoretycznie przypadkiem, co stanowi aberrację w spokojnym rytmie życia pacjenta Bysia - koszmarne znalezisko, niewyjaśnione zdarzenia określane przez łatwowiernych mianem cudu, zaszyte usta, spływające krwią kolumny - nie pozwala nam do końca pozostać w psychicznym półśnie, ale mimo wszystko powolne tempo uspokaja nas na tyle, byśmy nie szaleli z niepokoju, jak zdarzało się to w poprzedniej części.
Budzi nas za to, z gwałtowna regularnością, opowieść o pruszkowskiej prostytutce Kaśce, która nadal pozostaje pod władzą okrutnego gangstera, od którego ucieczka może wieść tylko do dawno odsuniętego w niepamięć świata.
Wprawdzie to, co wydarza się teoretycznie przypadkiem, co stanowi aberrację w spokojnym rytmie życia pacjenta Bysia - koszmarne znalezisko, niewyjaśnione zdarzenia określane przez łatwowiernych mianem cudu, zaszyte usta, spływające krwią kolumny - nie pozwala nam do końca pozostać w psychicznym półśnie, ale mimo wszystko powolne tempo uspokaja nas na tyle, byśmy nie szaleli z niepokoju, jak zdarzało się to w poprzedniej części.
Budzi nas za to, z gwałtowna regularnością, opowieść o pruszkowskiej prostytutce Kaśce, która nadal pozostaje pod władzą okrutnego gangstera, od którego ucieczka może wieść tylko do dawno odsuniętego w niepamięć świata.
"Czuła się jak dziecko. Wyciągnięte ze schowka pod schodami, gdzie przez całe życie udawało czarodzieja. Dzierga powoli i z zegarmistrzowska precyzją obdzierał ją z każdej rzeczy, na której jej zależało. Zabrał jej pieniądze, samodzielność i wolność."(str.61)
Tę faktyczną, fizyczną ucieczkę autor poda nam w swoim
typowym szybkim tempie, przeplatając błyskotliwe ale i wulgarne dialogi
opisami działań, przy którym nie można zapomnieć o tym, że ów kryminał
nie bez kozery został nazwany "Krew".
Wielu recenzentów utyskuje na zmianę klimatu, na spowolnienie akcji, a mnie właśnie owa mieszanina ognia i mętnej czarnej wody spodobała się najbardziej. Dodając do tego, uwielbiany przeze mnie czarny humor autora, który o zgrozo, powoduje parsknięcia śmiechem w najbardziej dramatycznych momentach; nie zapominając też o szpilach wbijanych w polityczne plecy naszych elit i napędzaną fanatyzmem skłonność do odnajdywania cudy we wszystkim co trudno wytłumaczalne, nie można uciec od wrażenia, że czyta się niezwykle inteligentny wyrób kryminalny.
Wielu recenzentów utyskuje na zmianę klimatu, na spowolnienie akcji, a mnie właśnie owa mieszanina ognia i mętnej czarnej wody spodobała się najbardziej. Dodając do tego, uwielbiany przeze mnie czarny humor autora, który o zgrozo, powoduje parsknięcia śmiechem w najbardziej dramatycznych momentach; nie zapominając też o szpilach wbijanych w polityczne plecy naszych elit i napędzaną fanatyzmem skłonność do odnajdywania cudy we wszystkim co trudno wytłumaczalne, nie można uciec od wrażenia, że czyta się niezwykle inteligentny wyrób kryminalny.
Nie znudziła mnie tu żadna strona, właśnie dzięki tej przemyślanej
nierównomierności, o jaką Pan Szczygielski pokusił się w "Krwi". Zabawa
została odtańczona w dwóch rytmach. W szalonym tempie zabijania, tortur,
rozpaczy i wpadania nie tyle z deszczu pod rynnę, ale w najgłębsze
możliwe bagno. I w wolnym tempie dziwnego opętanego tańca, w którym
spotykamy nieistniejące postacie, gdzie dobre, wspierające osoby okazują
się być połączone koszmarnymi zobowiązaniami i nie są de facto ani
dobre ani nawet żywe.
Przez karty powieści przewijają się osoby, które łagodzą paranoję życia w
Tworkach. Jest wściekła ale nadal pomocna Monika, inna, twarda, trzymająca w ryzach wątpiącego komisarza.
"Coraz bardziej ją podziwiał. Jemu wyrobienie sobie twardej skóry zajęło lata, a i tak czasami miał wrażenie, że pod powierzchnią się nadal gotuje. Pamiętał, że Monika jeszcze całkiem niedawno zachowywała się zupełnie inaczej. Entuzjazm mieszał się u niej z przerażeniem, nad którym nie potrafiła zapanować. Teraz stała się psem, którego należy się bać." (str.302)
Jest ksiądz o
wyglądzie amanta, jest Pani Stasia, do której żywi się wyjątkowo ciepłe
uczucia.
Autor dba o to by humor, ironia, zjadliwie dowcipne komentarze równoważyły bardzo obrazowe opisy z przewagą czerwieni w tle. Zaś na powiązanie historii Gabriela i Kaśki przychodzi nam czekać prawie do samego końca. I nie ubolewam nad tym, bo takim, może mniej drastycznym niż w "Aorcie" ale zdecydowanie pozostawiającym więcej niedopowiedzeń zakończeniem, autor wymusza na nas postawę wyczekiwania na ciąg dalszy. Cóż więc, jesteśmy gotowi, Panie Bartoszu. Na szczęście to już prawie pora na "Serce".
Autor dba o to by humor, ironia, zjadliwie dowcipne komentarze równoważyły bardzo obrazowe opisy z przewagą czerwieni w tle. Zaś na powiązanie historii Gabriela i Kaśki przychodzi nam czekać prawie do samego końca. I nie ubolewam nad tym, bo takim, może mniej drastycznym niż w "Aorcie" ale zdecydowanie pozostawiającym więcej niedopowiedzeń zakończeniem, autor wymusza na nas postawę wyczekiwania na ciąg dalszy. Cóż więc, jesteśmy gotowi, Panie Bartoszu. Na szczęście to już prawie pora na "Serce".
Wydawnictwo: W.A.B., 2017
Cykl: Gabriel Byś (tom2)
Seria: Mroczna seria
Liczba stron: 400
To zdecydowanie jest książka, którą muszę przeczytać. 😊
OdpowiedzUsuńPolecam :) Czas mina nadspodziewanie szybko a nudy brak. Nie mogę się doczekać kolejnej części, tutaj zachwalanie mija się z celem. Trzeba przeczytać :) Pozdrawiam ciepło.
UsuńRozpędzona fabuła i zaskakujące zwroty akcji zapewne przeszkadzałyby w lekturze tej powieści. Kiedy zacząłem czytać Twoją rewelacyjną recenzję (innych nie piszesz :)), natychmiast zapisałem sobie ten tytuł z gwiazdką. Nie wiem, kiedy, ale na pewno przeczytam tę książkę. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńJeśli mogę napomknąć nieśmiało... to warto przeczytać cała serię. "Aorta" mocno rozpędza, "Krew" zatrzymuje nas w zawahaniu pomiędzy szybką opowieścią o Kasi a zwolnioną akcją (serca:)) Komisarza Bysia. A "Serce"? Cóż, o "Sercu" opowiem w lutym zapewne... Pozdrawiam ciepło i dziękuję za, jaz zwykle, przemiłe słowa. :)
UsuńZ dużym zainteresowaniem przeczytam całą serię. Dziękuję i pozdrawiam pełen uznania dla Ciebie :)
Usuń