Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną komentarzami, wrażeniami, wdacie się ze mną w dyskusje i polemiki.

Dziękuję za każdy komentarz, za każdy ślad, który zostawiacie.

To, że czytacie moje recenzje i książki, które subiektywnie acz z wielką szczerością i przyjemnością staram się ocenić, oraz to, że chcecie mi o tym powiedzieć, jest dla mnie najpiękniejszą nagrodą.

czwartek, 24 stycznia 2019

O rasowej służbie.

"Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu." Jakub Ćwiek, Adam Bigaj  7/10


Stereotypy każą nam powtarzać prawdy, półprawdy i nieprawdy. Także o mało nam znanych ludziach, zawodach, charakterach. Czasem u podstaw owych powtarzanych opinii leży ślad historii odbity na rodzinie, znajomych albo na nas samych. Czasem jest to zlepek drobnych szkiełek, tworzących bardzo krzywe lustro. Czasem są to zniekształcenia wynikłe, nie bójmy się tego przyznać, z zawiści, zazdrości, a może i wydumanej, zgodnej jedynie z aktualnymi trendami nienawiści?

Nie lubimy służb. Wprawdzie "za mundurem panny sznurem" ale niekoniecznie we współczesnej Polsce. Szczególnie za niebieskim. I tym z pamiętanym przeze mnie, nadal zgrzytającym w zębach piachem historii, napisem milicja, jak i tym z policyjnymi, bardziej współczesnymi oznaczeniami. Jakub Ćwiek, dzięki lekkości pióra, otwarciu na prawdę podaną z innej strony oraz umiejętność snucia opowieści na bazie... opowieści, powoduje, że zamknięte w "Bezpańskim" życie zawodowe (i nie tylko) Adama Bigaja - zasłużonej postaci wrocławskiej milicji i policji, bardziej nas przyciąga niż odpycha, bardziej interesuje niż kreuje w głowie inwektywy.

Człowiek, który całe życie związał ze służbą, postanowił już po wymuszonym zmianami politycznymi zakończeniu pracy, opowiedzieć o niej niczym o wielkiej przygodzie ale i przyczynku wielu przemyśleń. I postanowił uczynić to w formie spisanej "Ballady o byłym gliniarzu". Jakub Ćwiek, jak zwykle zapewniający niezwykłą lekkość i przyjemność czytania, był najlepszym z wyborów. To on uczynił z owego para pamiętnika książkę zbierającą niemal same pochlebne opinie.
Bo można o policjancie pisać jako o psie groźnym, wymagającym kagańca, krnąbrnym i niestałym w uczuciach, gryzącym rękę karmiącego, i można pisać o psie pracującym, służebnym, który w końcowym momencie życia jest jak ten wakacyjnie porzucony pies przy drodze, u sosny, sam - "Bezpański".

Adam Bigaj całe życie poświęcił pracy w organach mało lubianych, kiepsko opłacanych i regularnie opluwanych. Nie są te niepochlebne słowa ani typowo polskie ani jedynie dla owych służb zarezerwowane. Niemniej, odnosząc się do naszej ojczystej historii owych organów, trzeba zauważyć, że one same przez lata zapracowały sobie na taki a nie inny wizerunek pielęgnowany przez większość z nas. Tylko wstępując do milicji dziesiątki lat temu, można się było łudzić, że pociągnie to za sobą jakikolwiek szacunek społeczny i strach nieposłusznych prawu obywateli.
Adam to właśnie ten milicjant z czasów, gdy kundel z podwórka szedł pod mur posterunku, by tam pozostać dla swojego dobra, by uniknąć zła, by nie skończyć w rynsztoku.
"(...) ludzie z dawnego podwórka traktowali mnie teraz z dystansem, właśnie jak takiego bezdomnego dużego kundla, co siedzi na dzielnicy już od dawna, więc ludzie przyzwyczaili się do widoku. Czasem ktoś rzucił mu jakiś kąsek, ale na wszelki wypadek wszyscy omijali go, przechodząc na druga stronę ulicy, bo wie człowiek, co takiemu nagle odwali?" (str.87)
To potem ten milicjant, który wzorcowo się upijał, wykonywał porządnie obowiązki, żył w zgodnym stadzie i służył, podkreślam, służył dobru kraju i nas, prostaczków narażonych na złą, agresywna krew. Ten sam Adam to później policjant pnący się po szczeblach kariery, dokształcający się, oddany swojej pracy. Mamy bowiem w tej książce psa wprawdzie bezpańskiego ale rasowego, nie przypadkowego i nie nawykłego do spijania miody z trupów przeciwników politycznych, zawodowych czy światopoglądowych.

Opowieść początkowo brzmi niczym zlepek wspomnień okraszonych anegdotami, zabawnymi epizodami i spokojnymi relacjami ze znaczących wydarzeń i osiągnięć - wszak forma ballady zobowiązuje. Pan Ćwiek jednak umiejętnie łączy je z przemyconymi między codziennością a świętami, uczuciami autora opowieści. Jest tu miejsce na okazanie niechęci do pewnych osób sprawujących władzę, jest łagodne acz stanowcze odżegnanie się od Służby Bezpieczeństwa, jest subtelna pokora wobec osób powszechnie szanowanych jak Papież czy szefowie nie poddający się politycznym dyktatom. 
"(...)nie lubiliśmy się specjalnie z kolegami ze Służby Bezpieczeństwa. Podzielaliśmy w tym trochę pogląd narodu, choć nasze powody do tej niechęci były zgoła inne. W swoim przekonaniu esbecy byli od nas lepsi. Więcej, oni jedyni wykonywali ważną dla kraju służbę, my wszyscy mogliśmy dla nich jedynie warować, aportować, i gdy trzeba, dawać głos." (str.112)
Jest i żal, który spokojnie, zdawałoby się neutralnie opisuje niedocenienie, niesłuszne oskarżenia, brak zaufania czy szacunku.

Kłóci się powieść obu Panów z moim postrzeganiem polskich służb mundurowych z opisanych lat. Znam, także z doświadczenia i opowieści znajomych, ludzi mi bardzo bliskich, jak i samych policjantów i ich rodzin, specyfikę owego zawodu. Nie jest mi zatem łatwo przyjąć bez zarzutu opowieść Adama Bigaja. Zastanawia mnie, czy swobodę, miękkość i znakomitą łatwość czytania, przydaną temu "pamiętnikowi" przez Jakuba Ćwieka, poczytać za zaletę czy wadę.
Są takie książki, których ocenić obiektywnie nie sposób, bo historie w nich opowiedziane są nam zbyt bliskie lub zbyt mocno nie zgadzają się z naszymi przeżyciami czy przekonaniami. Ale jest to książka niewątpliwie dobra. A największą zaletą wydaje mi się być to, że po jej odłożeniu czytelnik zamyśli się na chwilę i zada sobie pytanie: Czyżby pies tez człowiek?
"(...) zacząłem się coraz bardziej frustrować, męczyć, i doszedłem do wniosku, że może wystarczy. Może już czas pójść śladem kolegów na zasłużoną emeryturę i odetchnąć trochę od czasem dławiącej obroży?" (str.407)
Polecam, ta inna strona medalu, daleka od psychologii tłumu, warta jest poznania. Czyta się ją z przyjemnością i lekkością pomimo że, jestem o tym przekonana, zawarte w niej drobiny polskiej srogiej historii z pewnością zapadną w pamięć. Jak i odważne zakończenie, które powie o służbie prawdę prawdziwszą niż wcześniejsze 400 stron.

Wydawnictwo: Marginesy, 2018
Liczba stron: 416 
(fot. w tle Marcin Polak)

6 komentarzy:

  1. Bardzo zaciekawiłaś mnie tą pozycją. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ciekawa, bardzo inna od stereotypów, warto poznać ten punkt widzenia :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Od jakiegoś czasu, książka ta chodzi za mną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym już dłużej przed nią nie uciekała ;) Warto posiedzieć z tą nietypowa opowieścią przy kawie :) Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  3. Parafrazując cytat z innej powieści napiszę: Policjant też człowiek i ma prawo czasem wyrazić swoją opinię. Dziękuję za ciekawą propozycję i zapisuję sobie tytuł. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma prawo, owszem. Tym bardziej, że Jakub Ćwiek postarał się o to, żebyśmy odnieśli wrażenie uczestniczenia w bardzo intymnej rozmowie przy kawie. jest miejsce na żal, na wspomnienie z łezka w oku. Bardzo przyjacielski klimat... Pozdrawiam, polecam :)

      Usuń